Jubileusz

10 piosenek na 100 lat Niepodległości Polski

W niedzielę w Polsce obchodziliśmy 100. rocznicę odzyskania niepodległości. To doskonała okazja, żeby wypłynąć na szerokie, międzynarodowe wody i na poważnie zaprezentować się z naszym serwisem reszcie świata.

Kontynuuj czytanie ▾

Przez minione 10 lat zdecydowaną większość naszych treści publikowaliśmy tylko po polsku. W ciągu ostatnich kilku miesięcy na naszym profilu na Facebooku mogliście zauważyć, że staramy się to stopniowo zmieniać. Od dziś pod adresem RudeMaker.com dostępna będzie w pełni anglojęzyczna wersja strony. Tam na bieżąco będziemy wrzucać tłumaczenia naszych tekstów.

Przy tej doniosłej chwili chciałbym zaprezentować Wam zupełnie subiektywną listę dziesięciu fajnych i znaczących piosenek polskich wykonawców, o których można powiedzieć, że tworzyli lub wciąż tworzą scenę ska/rocksteady/reggae w naszym kraju. Poznajcie kawałek naszej polskiej muzycznej historii.

1. Alibabki – „Dykcja”

Piosenka „Dykcja” pochodzi jeśli nie z pierwszego to na pewno z jednego z pierwszych nagrań w stylistyce ska nagranych na kontynencie europejskim. W 1965 roku w naszej części świata jeszcze nikt nie myślał o takim graniu. Tymczasem właśnie wtedy początkujący wówczas girlsband wokalny Alibabki za namową swojego kierownika muzycznego Juliusza Loranca wydał EP-kę „W rytmach Jamaica Ska”, która jest wręcz kwintesencją klasycznego brzmienia ska z początków lat 60. Warto też wspomnieć o fantastycznych, przezabawnych tekstach, których przykład znajdziecie poniżej

Oto nowy szał, szlagier nowy,
Nazywa się – Jamaica Ska,
Leczy wszystkich nas z wad wymowy.
Jamaica Ska, Jamaica!

Demostenes wśród siódmych potów
Pod język wciąż kamyki kładł,
Dziś pozbawia nas tych kłopotów
Jamaica Ska, Jamaica Ska!

Nie mówcie nie, nie śmiejcie się,
To przyda się każdemu,
Rozwiąże moc problemów! (o-o, a-a)
Jamaica Ska – ska, ska, ska!

Na YouTube bez trudu znajdziecie wszystkie cztery piosenki. Oprócz nich polecam jeszcze jako ciekawostkę z tamtego okresu cover utworu „Shame & Scandal” zespołu Chochoły.

2. Mr. Zoob – „Kartka dla Waldka”

Piękny przykład ska lat 80 z charakterystycznym wyrazistym saksofonem. Zespół powstał w 1983 roku w Koszalinie i nagrał swoje najbardziej pamiętne piosenki podczas pierwszych dwóch lat działalności z Andrzejem Donarskim na wokalu. Klip powyżej wygląda na mocno inspirowany teledyskami zespołu Madness. „Mój jest ten kawałek podłogi” – to zdecydowanie bardziej znany hit zespołu, do dziś regularnie puszczany w radiu, jednak „Kartka” pozostaje moim faworytem, choćby ze względu na niezwykle oryginalny tekst.

Tramwaj przejechał mi przez śniadanie,
bezczelnie wjechał w mój dom
Przy stole zrobił sobie przystanek,
choć dotąd tu nie było go
Pan motorniczy w żółtym berecie
przystanął, oświadczył mi,
Że mnie zabiera w podróż po świecie,
wiadomość włożyłem w drzwi.

Nie gniewaj się, Waldek, ten tramwaj jest naprawdę twój, a reszta moja

3. Dr. Cycos – „Nie pytaj mnie”

Mnóstwo lat temu na jakiejś bardzo grubej imprezie stwierdziłem, że jest to najlepsza polska piosenka ska. Okoliczności tego stwierdzenia były takie, że zbliżał się ranek, a ja tańczyłem w klubie do tego numeru leżąc, co pewnie tłumaczy to i owo. Po latach z pewną dozą przekory podtrzymuję tę tezę, o tyle, że chyba żaden inny kawałek nie wywołuje u mnie takiego uśmiechu i błogostanu. Dr. Cycos to szczeciński zespół o bardzo krótkim, jednak owocnym żywocie. W 1997 roku panowie nagrali chyba pierwszą w naszym kraju kasetę prawie w całości poświęconą ska. Jak w jednym z wywiadów powiedział lider kapeli Paweł „Piguła” Czekała:

Po prostu w pewnym momencie pojawiła się u mnie potrzeba grania czegoś, co będzie się podobało także mojej żonie

Piosenka „Nie pytaj mnie” zachwyca mnie dokładnie wszystkim, od tekstu, przez durnowate chórki, po niepowtarzalną manierę wokalu. Jest po prostu doskonała i proszę nawet nie próbować wyprowadzać mnie z błędu. Co nie bez znaczenia, utwór był też częścią kultowej kompilacji „Skadanka” magazynu „Machina” z 1999 roku, na której znajdziecie sporo innych perełek polskiego ska tamtego okresu.

4. Vespa – „To miasto”

Jeśli o jakimkolwiek polskim zespole w klimatach ska/reggae można powiedzieć, że jest naprawdę kultowy, to będzie to właśnie szczecińska Vespa.  Pomimo licznych zmian w składzie grają nieprzerwanie od 1995 roku. Koncertują nie tylko w Polsce, ale i za granicą. Wciąż wydają nowe płyty, co więcej, te płyty wciąż trzymają wysoki poziom. Niezależnie od wyraźnego skrętu w stronę brzmień bardziej swingowych w ostatnich latach, pozostają mocno związani z korzeniami subkulturowymi skinheads/rudeboys. „To miasto” podobnie jak „Skuteromania” (również pojawiła się na wspomnianej już kompilacji „Skadanka”) są dziś wręcz hymnami chóralnie śpiewanymi na koncertach. Warto też wspomnieć, że „To Miasto”, pochodzi z krążka „Bujaj się”, który właśnie doczekał się edycji na winylu, 15 lat po premierze.

5. Podwórkowi Chuligani – „Halina”

Zabawne, humorystyczne teksty w piosenkach ska nie należą do rzadkości, ale Podwórkowi Chuligani wprowadzili temat na zupełnie nowy poziom. Radosne gitarowe ska z punkowym zacięciem cudnie współgra z idiotycznymi wręcz tekstami, których nie sposób nie kochać.  Historia Haliny, która chciała iść do kina na „Ace Venturę”, to absolutny klasyk.

Nad modrym Dunajem,
Wśród kaczek i spalin…
Mieszkała Halina,
ze swoim hultajem.

Lecz dobrze, lecz dobrze, nie było!
No bo Józek chlał piwoooo…!

Józek strasznie wkurzony
Zawsze dawał jej bure,
Kiedy Halina chciała pójść,
Na „Ace’a Venturę”!

Taki morał z Tego mamy,
Ty Józek, nie przeginaj pały!
Puść Halinę na komedię,
Bo jak nie, to Halina Cię zajebie!

Wszystko dobrze się skończyło!
Józek nadal łoi piwo…!

Ten zespół z Płocka również ma w Polsce zupełnie zasłużony status legendy, wciąż koncertuje i nagrywa. Co więcej, podobnie jak w przypadku Vespy, może od niedawna pochwalić się winylową edycją debiutanckiego krążka. Warto znać, warto mieć.

6. Konopians – „Słoneczko”

Pisząc o polskim ska nie da się nie wspomnieć o Sosnowcu i jego okolicach. To miasto przez wielu uznawane jest do dziś za polskie Kingston. Już w latach 90. znane było z prężnie działającej sceny ska i licznych kapel, które więcej niż chętnie sięgały po jamajszczyznę i 2tone jako swoje inspiracje –  Skankan, Black Gang, The Gamblers, The Stylers czy funkcjonujące do dziś Horrorshow, Ziggie Piggie i pochodzący z Czeladzi Konopians. Zespół od 1996 roku uczy nas, jak wiele świeżości wciąż da się wyciągnąć z brzmień ska, rocksteady i reggae. Charyzmatyczny wokalista Cozer i jego ekipa dają z siebie naprawdę wszystko zarówno na koncertach jak i podczas nagrań. „Słoneczko” jest przykładem ich wczesno-radosnej działalności, która pomimo upływu lat wciąż jest elementem wymaganym przez koncertową publiczność. Już tam słychać zresztą charakterystyczne, rozpoznawalne do dziś brzmienie Konopiansów. Sprawdźcie też jednak koniecznie ich bardziej aktualne dokonania – na pewno jest inaczej, na pewno wciąż jest świetnie.

7. Las Melinas – „Złe, pijane dziewczyny”

Po tylu latach nie jestem pewien, ale to całkiem możliwe, że pierwszy raz słyszałem Las Melinas w 2011 roku w małej miejscowości Orneta na Warmii, z której pochodzi część członków zespołu. Odbywała się tam wtedy jedna z niewielu imprez w polskiej historii, które można by nazwać festiwalem ska. Koncert nie był na pewno z tych wybitnych, było to wszystko jeszcze dość toporne, choć na pewno fajne, radosne i do tańczenia po kilku piwach wręcz świetne. Tym bardziej cieszy, że zespół od tamtej pory wciąż występuję, nagrał dwa albumy i konsekwentnie się rozwija. Co więcej jest to rozwój naprawdę znaczący, a tego grania dziś już z całą pewnością topornym bym nie nazwał. Widać olbrzymi wkład nie tylko w technikę, ale i w coraz lepsze zrozumienie muzyki, którą grają.  Nie zmienia to jednak faktu, że piosenka, którą tu wrzuciłem, pochodzi z wczesnego okresu działalności chłopaków. Znalazła się na ich debiutanckim krążku, nieco autoironicznie nazwanym „The Best Of 2008-2011”. Czemu to właśnie ona znalazła się na tej liście? Można by pewnie zwalić to na sentymenty, ale ja po prostu do dziś uważam, że jest tu potencjał i energia prawdziwego super-ska-hitu, w czym na pewno pomaga dość uniwersalny tekst o złych, pijanych dziewczynach.

8. Cała Góra Barwinków – „Agro”

To chyba najbardziej zapracowany zespół na polskiej scenie ska.  16 lat grania, 5 albumów i niezliczone wręcz koncerty i festiwale w całym kraju. Oni byli dosłownie wszędzie. Ekipa z Kłobucka trafiła nawet do telewizji, gdzie dzielnie i nie bez sukcesów walczyła w jednym z talent shows. To poważnie podniosło ich popularność i sprawiło, że w temacie rozpoznawalności żadna inna kapela na naszej skromnej scenie nie jest w stanie się z nimi mierzyć. Te wszystkie doświadczenia sprawiły, że obecnie CGB jest marką ze znakiem jakości. Świetni muzycy i wysoki poziom. Sami mówią, że bardzo nie lubią szufladkowania ich muzyki, co w praktyce oznacza, że lubią trochę eksperymentować i sięgać po brzmienia, z których nie byli dotąd znani. Można powiedzieć, że „Agro” to właśnie taki eksperyment – bardzo udany eksperyment, który bez większych wątpliwości perfidnie szufladkuję jako funky reggae.

9.  The Bartenders – „Bergamuty”

Barmani to warszawskie dziewięcioosobowe kombo grające najlepszy ska-jazz nad Wisłą. Ich historia sięga 2006 roku, kiedy to sformowali pierwszy skład na gruzach zespołu Deska. Od tamtej pory nagrali dwa albumy, występowali u boku wielu zagranicznych gwiazd, a w ostatnich latach było o nich głośno za sprawą współpracy z Alibabkami, o których pisałem na samym początku tego tekstu. Piosenka „Bergamuty” pochodzi z wydanego dwa lata temu krążka „Poles Are Movin'!”. Jeśli kojarzy Wam się ten numer z dokonaniami Natty Bo i Ska Cubano lub Top Cats – nie jesteście sami. Na wokalu usłyszeć tu możecie Kubę Kaczmarka, również wokalistę wspomnianej przed chwilą Całej Góry Barwinków, który wprost cuda wyczynia z głosem w tym utworze. Kuba śpiewa z Barmanami już kilka lat, ale wcześniej na stanowisku wokalisty była spora rotacja. Warto, choćby dla porównania, przesłuchać „Warszawo” w wykonaniu Kuby Wirusa, czy „7na6″, gdzie śpiewa Earl Jacob. Wspominając o tym ostatnim trzeba też koniecznie zaznaczyć, że jedna z jego solowych płyt, „Warto rozrabiać”, również bardzo świetnie wpisuje się w około-jamajską stylistykę.

10. xRobBlack – „Boss The Ripper”

To, że możemy pochwalić się światu takim skarbem jak xRobBlack, nie przestaje mnie zadziwiać. Pomimo dość obszernych wyjaśnień w temacie, jak choćby nasz wywiad sprzed kilku miesięcy, nie umiem sensownie ułożyć sobie w głowie, jak to się stało, że nieznany mi wcześniej gość, nagle wystrzelił z takimi sztosami early reggae, do tego jeszcze serwując je na winylach. Uczciwie mogę powiedzieć, że nikt u nas muzyki w tym klimacie i takiej jakości nie robił, co jest tym bardziej zadziwiające, że mówimy tu o zawodniku działającym właściwie w pojedynkę, nagrywającym większość partii samemu w mniej więcej domowych warunkach. Efekty są zdumiewające, a Boss The Ripper pochodzi z wydanej w 2012 roku siódemeczki, która – można powiedzieć – utorowała drogę do późniejszego o trzy lata albumu „Grand Shelf Reggay”. Rety, ileż radości jest ze słuchania tych nagrań!

Oczywiście zabrakło na tej liście całego mnóstwa świetnych piosenek i zespołów.

Jak jednak wspomniałem na początku, jest to zestawienie zupełnie subiektywne. Nie traktujmy go proszę jak jakiegoś plebiscytu. To po prostu 10 fajowych polskich utworów, które – mam nadzieję – zdołały wywołać uśmiech na Waszych twarzach.

 

Dyskusja

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *