Na festiwalu Freedom Sounds nie brakuje gwiazd. Jednak regularnie się zdarza, że to artyści wypisani na plakacie nieco niżej powodują u mnie szybsze bicie serca. Tak było z zespołem Jesse Wagner & The Badasonics. Po świetnym koncercie mieliśmy okazję trochę porozmawiać – posłuchajcie / przeczytajcie.
Kiedy idąc do pracy mijasz podświetlonego renifera, a w radiu już po raz piąty w tym tygodniu słyszysz „Last Christmas”, to znak, że czas najwyższy ogarnąć temat świątecznych prezentów. Jeśli do tej pory nie mieliście czasu, żeby się nad tym zastanowić, być może rudemakerowy prezentownik trochę ułatwi wam sprawę. Są to rzeczy, z których ucieszyłabym się ja lub mój partner, ze sklepów, które znam i w których robię zakupy. Nikt niczego w tym artykule nie sponsorował (a szkoda).
W Stanach Zjednoczonych podejście do muzyki jamajskiej zmienia się w zależności od tego, na którym wybrzeżu mieszkasz (a może i od tego, ile słońca chłoniesz w ciągu roku). W Kalifornii muzyczne nerdy rozkładają na czynniki pierwsze brzmienia z Treasure Isle i Studio One, żeby jak najlepiej je odtworzyć. W Nowym Jorku muzycy piszą świetne piosenki kierując się intuicją i metodą prób i błędów. Z połączenia tych dwóch światów powstała grupa Reggae Workers Of The World, w której obok Jessego Wagnera z The Aggrolites i Vica Ruggiero z The Slackers swoje europejskie trzy grosze wtrąca Nico Léonard z The Moon Invaders. Ich druga płyta, „R.W.W. II”, ukazała się w maju nakładem wytwórni Nico, Badasonic Records. Z tej okazji ruszyli w europejską trasę koncertową.