Recenzje

Wersja De Lux

Rok 2008 trzeba chyba będzie zapamiętać jako wyjątkowy w rozwoju polskiej sceny ska. Właśnie ukazała się kolejna płyta z tą muzyką, a to za sprawą debiutanckiego albumu Wersji De Lux. Gdynianie swoją twórczość definiują jako mieszankę ska, rock’n’rolla, swingu i reggae. Hm, szczerze mówiąc jakoś tego swingu nie potrafię się dosłuchać. No, może trochę w Dancing. Bardziej odpowiada mi określenie stylu zamieszczone na plakacie zapowiadającym koncert, który promował wydawnictwo, mianowicie 2 Tone. Jak zwał, tak zwał. Najważniejsze, że otrzymaliśmy 13 utworów opartych na charakterystycznym, zachęcającym do tańca i zabawy rytmie.

Kontynuuj czytanie ▾

Zespół stanowi 9 osób, w tym rozbudowana sekcja dęta, złożona z trzech saksofonów i trąbki. No właśnie. Powoli staje się normą wśród naszych kapel, że ilość niekoniecznie przekłada się na jakość. Cóż z tego, że instrumentów dmuchanych dużo, skoro na ogół grają unisono jednostajnym dźwiękiem. W takiej sytuacji spokojnie wystarczyłby jeden saksofon do podawania rytmu i zagrania od czasu do czasu solówki, w rodzaju tej pojawiającej się w otwierającym płytę Rock You czy następnym Are You Ready?. Co ciekawe, Wersja potrafi wykorzystać potencjał drzemiący w dęciakach. Proponuję posłuchać Mr Sugar, chyba mój ulubiony utwór na tym krążku, lub zamykający go Doll. W ogóle odnoszę wrażenie, że im bliżej końca, tym utwory coraz lepsze, a zespół wyraźnie się rozkręca. Kolejny z moich faworytów We Don’t Care oznaczony jest 11. indeksem. Nie mam za to zastrzeżeń do klawiszy, bardzo wzbogacających materię dźwiękową wydawnictwa. Również do gitary, choć dawkowane od czasu do czasu solówki wypadają ciekawiej niż partie rytmiczne.

Wszystkie teksty są śpiewane po angielsku. A że docierają one do nas za pośrednictwem głosu żeńskiego, tym lepiej. Nie ma to jak wokalistka w kapeli ska. Na koniec wspomnę jeszcze o coverach, które zostały bardzo dobrze przygotowane. Mi najbardziej podoba się On My Radio Selectera, choć wcale nie są gorsze KKK Ramonesów (The KKK took me baby away) i Call Me Blondie.

Płyta ma interesującą oprawę graficzną. Wydana jest w rozkładanym digipacku i zaopatrzona w bogato ilustrowaną książeczkę z tekstami. Nie pozostaje nic innego jak wejść w jej posiadanie, słuchać i mieć nadzieję, że nie będzie ostatnią w dorobku zespołu, który do czasu wydania kolejnej poprawi technikę gry tak, by nie było już do czego się przyczepić. Tego zespołowi, Wam i sobie życzę.

Burning Chords BC10

KategorieRecenzje
Tagi
Przedsięwzięcia

Dyskusja

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *