Recenzje

Ziggie Piggie – Light Smyk Music

Kwiecień 2008 roku przyniósł nam debiutancką płytę sosnowieckiego Ziggie Piggie, łączącego ska ze skinhead reggae. Zwłaszcza ten drugi termin powinien zainteresować potencjalnych słuchaczy, gdyż na naszej scenie nie ma zbyt wielu zespołów grających taką muzykę. W składzie kapeli nie ma dęciaków, co w tym wypadku należy uznać za plus. Twórczość uprawiana przez sosnowiczan świetnie się sprawdza w konwencji gitarowo-klawiszowej. Strona muzyczna płyty jest w zasadzie bez zarzutu. Dodatkowo płyta została dobrze zrealizowana. Pozwoliłem sobie przesłuchać ją kilkukrotnie na słuchawkach i nie doprowadziło to do łupania w skroniach, co niestety dość często się zdarza w wypadku innych produkcji.

Kontynuuj czytanie ▾

Tak na marginesie, przy okazji takiego obcowania z płytą, nie gubią się różne muzyczne smaczki prezentowane przez poszczególnych instrumentalistów. Bardzo spodobała mi się piosenka Why Oh!? będąca coverem Beautiful And Dangerous Desmonda Dekkera. Po niej następuje długa pauza. Jeśli było to zamierzone, chwała kapeli za chwilę ciszy ku czci zmarłego w 2006 roku artysty. Jeśli wyszło przez przypadek, dobrze się stało. I jeszcze jedna uwaga. Panie wokalnie wypadają zdecydowanie lepiej niż panowie.

Do strony muzycznej większych zastrzeżeń nie mam, natomiast wypadałoby popracować nad tekstami. Taki np. Kaczorek powinien raczej nosić tytuł „Koszmarek”. Miało pewnie wyjść zabawnie, a wyszło discopolowo. Drażnią mnie też nieco te wszystkie „jajcarskie” wstawki. Nie mam nic przeciwko, gdy pomiędzy utworami pojawi się jakiś zabawny tekst, ale tutaj tych elementów jest po prostu za dużo. Wolę kiedy członkowie Ziggie Piggie grają, niż kiedy się wygłupiają.

Płyta kończy się w zasadzie na 10. numerze 9 listopada. Dla mnie następuje po nim już tylko część bonusowa, czyli 69 i Ziggie Piggie utrzymane w street punkowym stylu i na koniec słowno-muzyczne niewiadomoco. Gdyby powycinać wszystkie zbędne w sumie elementy, pozostałby materiał na dużą EP-kę. Mam nadzieję, że drugi album przyniesie więcej konkretnego grania, bo to zespołowi wychodzi najlepiej.

Do albumu dołączona jest 16. stronicowa, kolorowa książeczka zawierająca fajne zdjęcia, teksty utworów, podziękowania. Kupić i słuchać warto licząc, że następnym razem będzie jeszcze lepiej.

Jimmy Jazz Records JAZZ 116

KategorieRecenzje
Tagi
Przedsięwzięcia

Dyskusja

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *