Tradycyjnie w Crossie koncert pozbawiony jakiejkolwiek reklamy, zespół nikomu chyba nieznany, a na stronie klubu brak nawet informacji o rodzaju granej przez niego muzyki. Dlatego miałem poważne obawy co do frekwencji. I początkowo wiele wskazywało, że koncert nikogo nie zainteresuje. Wprawdzie w klubie jako takim ludzi mało nie było, ale większość siedziała na świeżym powietrzu w ogródku, korzystając z ciepłego, letniego wieczoru. Gdy na scenie pojawił się support, lokalna funkująca kapela z dwiema wokalistkami, której nazwy nie pomnę, nikogo to nie zainteresowało i zespół grał do pustej sali. Przyznam bez bicia, że i ja wybrałem rozmowy przy szklance piwa i niewiele mam do powiedzenia na ich temat.
Po przedkapeli i krótkiej przerwie, późnym już wieczorem, na scenie zainstalowali się Włosi z Triestu. Skład bardzo prosty, ale kompletny. Wokal, gitara, bas, klawisze, trąbka, saksofon i perkusja. Bardzo byłem ciekaw co usłyszę i czy nie był to zmarnowany wyjazd. Oj nie był. Kojarzycie i lubicie zespoły w rodzaju Arpioni, Vallanzaska i tym podobne? Jeśli tak, możecie żałować, że Was tam nie było. Po prostu radosne ska do zabawy, bez zbędnego ściemniania, śpiewane prawie wyłącznie po włosku. I czasami odrobina reggae. Ja coś takiego łykam momentalnie. Zwłaszcza na koncertach. Nie trzeba rozmyślać o problemach tego świata, można za to rzucić się w wir tańca na parkiecie. Zespół momentalnie złapał doskonały kontakt z publicznością. A ta była rewelacyjna. Bo kto mógł wiedzieć, że tego wieczoru w Crossie ska grają, oczywiście poza Waszym latającym reporterem ;-). Przypadkowi ludzie przyszli do klubu spędzić wieczór w miłym towarzystwie. Akurat zapodali ska? Bardzo dobrze. Co się robi przy ska? Tańczy. Więc wszyscy tańczyli i świetnie się bawili. Za to lubię czeską publiczność.
Zespół chyba też polubił. Widać było jaką radość sprawia im granie dla niej. A grali dobrze. Jak zwykle właściwy klimat tworzyły klawisze. A sekcja dęta? Normalnie miód na uszy. Jak to jest, że w tych wszystkich, nawet nieznanych zespołach, dęte tak się prezentują. Zero jednostajnego pierdzenia w rury, tylko prawdziwa muzyka przepełniona rozmaitymi smaczkami. Tego chce się słuchać. Ech, tylko pozazdrościć.
Koncert bardzo mi się podobał. Podobał się również innym. Znaczy nie mogło zabraknąć bisów. Niestety, te dwie godzinki minęły błyskawicznie. Chciało by się więcej. Cóż, pozostaje słuchanie płyty nabytej drogą kupna. Recenzja już wkrótce na łamach Rudemaker.pl
Dyskusja