Następuje zwolnienie blokady – „Intro”, bardzo fajny, bujający, lekko pulsujący instrumental. Następnie mamy coś, co po początkowych taktach może wydać się jakimś para-rootsowym graniem, jednak już po chwili mamy bardzo fajny party killer tytułem „Komers”. Swoją drogą, kto pamięta swój komers, ten myślę, że będzie doskonale rozumiał, co to tam jest śpiewane. W każdym razie dla mnie było całkiem sentymentalnie. Dalej mamy kawałek z gościnnym udziałem Michała „Lingo” Rataja, który cechuje całkiem poważny tekst, jednak bez nadęcia, „Tacy jesteśmy”. W następnym numerze możemy usłyszeć znanego zapewne wszystkim choć trochę zainteresowanym rapowymi klimatami Metrowego. Kawałek „Follow me”, o którym mowa, otwiera mocniej reggae’ową (przynajmniej w warstwie tekstowej) część albumu, na którą składa się jeszcze „Daj mi swą siłę” oraz „Gdybym był…”.
Po tak spokojnym i nieco poważniejszym tryptyku czas powrócić do bardziej rozrywkowych treści. „Serenę Bianco” najlepiej będzie mi opisać jako połączenie prześmiewczego tekstu z muzyką latynoską. Następnie mamy mój numer jeden – „Seniorita”. Ponownie mamy okazję usłyszeć gościnnie Metrowego, a tak poza tym to jest żwawo, tekst jest sympatyczny, no i zapewne każdy zna taką Senioritę. Dalej mamy cover naszego narodowego party-hitu, którego nikt nie słucha, a każdy zna tekst – „Daj mi tę noc”. Ten numer pokazuje, że na skankowo można zagrać wszystko.
No, jesteśmy prawie na finiszu, ale zanim przekroczymy metę to jeszcze dostanie się disco-polo i kilku innym wadliwym elementom naszej tożsamości, czyli „Diss’co”. Ostatni numerowany kawałek jest zapewne kojarzony przez wszystkich, którzy znają Rezystencję (albo przynajmniej „100% Sari” tj. pierwszy album SSB). Chodzi oczywiście o utwór „Chłopak na opak”, jest żywo, z mocno brzmiącymi dęciakami i tekstem który się nie starzeje.
A ostatnim numerem w ogóle na płycie jest hołd złożony dwunastokrotnemu mistrzowi Polski w czarnym sporcie czyli „RKM Row Rybnik” (wypada zaznaczyć, że nazwa zmieniła się na ŻKS ROW Rybnik).
I w ten oto sposób mamy za sobą całą płytę. Grzechem byłoby nie wspomnieć o szacie graficznej wydawnictwa – projekt okładki jest oryginalny i ładnie wykonany.
Postaram się podsumować w dwóch zdaniach. Biorąc pod uwagę nie tak długi czas od wydania poprzedniej płyty (2009), rozwój jest widoczny, przy tym jednak SSB nie straciło swojego podejścia do ska. „Nic tak nie cieszy…” spodoba się tym, którzy po ska oczekują nieco ironicznego komentarza do rzeczywistości i przede wszystkim kawałków do tańczenia, zaryzykuję i powiem w każdym metrum.
Silne 4/5.
Dyskusja