Relacje

The Hoodska Explosive, Dub in da Trip, CCTV Allstars – 29.07.2008, Praga, Cross Club

Zachęcony bardzo pozytywnymi opiniami po warszawskim koncercie Izraelczyków, postanowiłem urlop rozpocząć od wycieczki do Pragi. Tam koncert miał miejsce w ramach cyklicznej imprezy znanej pod nazwą HuLiDi. Jest to skrót od trzech słów: hudba, literatura, divadlo, których znaczenia chyba nie muszę tłumaczyć.

Kontynuuj czytanie ▾

Na tych imprezach ma miejsce prezentacja interesującej, niekomercyjnej i często niekonwencjonalnej literatury, odbywają się takież przedstawienia teatralne, występy performerów i tym podobne smakołyki, których na ogół trudno doświadczyć w innych miejscach. Program uzupełniają żywe występy zespołów muzycznych. A, że Boldrik, pomysłodawca i koordynator przedsięwzięcia, ma zakręt na punkcie jamajszczyzny, są to przeważnie kapele w jakiś sposób powiązane z jamajskim nurtem w muzyce. Dodam jeszcze na zachętę, że z reguły są to imprezy darmowe.

W ten wtorkowy, gorący, lipcowy wieczór mieliśmy możliwość zobaczyć na scenie Crossu aż trzy zespoły. Ubocznym skutkiem były ograniczenia czasowe narzucone poszczególnym występom (najczęściej w ramach HuLiDi gra jedna kapela), z czego tłumaczył mi się Boldrik w przedkoncertowej rozmowie. Cóż, imprezy w Crossie rzadko kiedy rozpoczynają się przed 21 godziną. Część teatralną tutaj pominę, bo ten przejaw działalności kulturalnej człowieka nie wchodzi w zakres zainteresowań naszego serwisu. Przejdźmy zatem do muzyki. Na początek CCTV Allstars z Pragi. Kolejny, nowy, młody, obiecujący zespół, który niedawno zaistniał na tamtejszej scenie. Na dodatek w międzynarodowym, brytyjsko-szwedzko-meksykańsko-czesko-amerykańsko-słowackim składzie. Nie udało mi się zobaczyć ich na Mighty Sounds, ale co się odwlecze… . Po tym występie wrażenia mam mocno mieszane. Fajnie, że pojawia się grupa młodych ludzi mająca pomysł na stworzenie czegoś nowego, z innym spojrzeniem na mocno ograne patenty. Mnie jednak połączenie hardcore country ze ska w tym wykonaniu nie powaliło na kolana. Niby wszystko ok. Mocny, pijacko brudny wokal, często ostra gitara, dobra sekcja dęta, ale to nie to. A może właśnie chodzi o wykonanie? Takie granie wymaga idealnego przechodzenia z jednego klimatu w drugi. Według mnie tego nie było. Momentami miałem wrażenie, że słyszę dwa zespoły. Jeden prezentuje ostrzejsze, folkowo-countrowo-rockowe brzmienie, drugi radosne rytmy ska. Chyba brakuje im jeszcze ogrania. Zespołu nie skreślam, poczekam co będzie dalej. Jak się wyrobią powinno być dobrze, bo pomysły mają naprawdę ciekawe.

Rozpisałem się o zespole z Pragi, ale przecież kto chciał, The Hoodska Explosive miał okazję zobaczyć w Warszawie. Przychylne relacje po tym koncercie nie były przesadzone. Zespół jest naprawdę świetny. Bardzo podoba mi się ta mieszanka tradycyjnego ska, jazzu i klezmerskich dźwięków. Jeśli się nie mylę, w jednym utworze pojawiły się nawet nuty arabskie. W przeciwieństwie do Warszawy (z tego co czytam), duża porcja utworów wokalnych. Ja zastrzeżeń nie ma, bo dobrze zaśpiewane. I jak się okazało, w ska sprawdza się również język hebrajski. Prawdą jest bowiem, że ska nie zna granic.

W Pradze był już bardzo późny wieczór, w zasadzie noc. Idealna pora, by na nieco ponad godzinę Cross zamienił się w jedną z zapyziałych, chicagowskich knajpek, gdzie mafiozi rozliczają nielegalnie zarobione pieniądze, planują kolejne przestępstwa, sączą drinki i słuchają muzyki. Na scenie właśnie przygrywa Hoodska Explosive. Ktoś niedługo pożegna się z tym światem. Trochę mnie poniosło. Ale czy myślicie, że tylko Włosi trzęśli podziemnym życiem miast za oceanem? Żydzi również znacząco zapisali się w historii zorganizowanej przestępczości.

Takie mroczne myśli naszły mnie, gdy słuchałem śpiewającego i grającego na elektrycznym kontrabasie Haggai Zehavi oraz jego kolegów, prawdziwych rude boys z Izraela. No nie, w jakąś melancholię nie popadłem. Nie przy ich muzyce. Cały czas tańczyłem na parkiecie i świetnie się bawiłem. Tylko szkoda, że tak krótko. Pod tym względem warszawiacy mieli lepiej. Niestety, takie imprezy mają swoje prawa. Najlepsze było, gdy zespół przepraszał, że już późno (rzeczywiście), a oni tego dnia grają w Turynie i muszą się już zawijać. Jakoś im to nie przeszkadzało, by jeszcze przez dłuższy czas degustować czeskie piwo i podrywać holki :-).

Na zakończenie na scenie zagościł Dub in da Trip Boldrika. Z nimi mam wielki kłopot. Znam gościa i głupio się czuję, gdy zadaje mi pytanie, jak się podobało? To nie jest moja muzyka. Jeśli już ma być mieszanie dancehalla, reggae i ska, musi to być zrobione mega perfekcyjnie. Nie każdy tak potrafi. W sumie w wypadku Czechów nie jest jakoś tragicznie, ale mi takie granie nie leży. Choć swoją publiczność mają, która i tym razem bawiła się z zespołem do białego rana. Ja przez jakiś czas również. W trakcie koncertu musiałem jednak opuścić wnętrza przytulnego (hm, raczej industrialnego) klubu. Nieubłaganie zbliżał się czas odjazdu pociągu do Turynu…, tfu, w kierunku granicy. I tak zakończył się kolejny, udany wyjazd do Pragi. Będą następne ;-).

Dyskusja

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *