Zespół znany jest ze swoich para-teatralnych występów. Mieszanka najróżniejszych stylów prezentowana w formie spektakli. Ciągły ruch na scenie, bogactwo układów choreograficznych, stosowanie poza muzycznych gadżetów. W Zielonej Górze te wszystkie elementy zostały mocno okrojone. Z bardzo prozaicznej przyczyny. Ograniczona rozmiarami scena. Muzycy i sprzęt ledwo się na niej mieścili, a czasem nawet nie. Stąd kolizje ludzi ze wzmacniaczami ;). Za to mogliśmy się przekonać, jak wypada muzyka Babilonów w surowym, klubowym wydaniu. Według mnie bardzo dobrze. Bawiłem się znakomicie. Mam wrażenie, że BC mają zdolność dostosowywania programu do aktualnie panujących okoliczności. Przekonują o tym dodatkowo relacje pisane i fotograficzne z danego następnego dnia koncertu w Pradze. W o wiele większym klubie, na dużej scenie, dla tłumu widzów, znów pokazali prawdziwe show. Ja jestem zadowolony, że miałem okazję poznać oba wcielenia kapeli.
Koncert zaczęli od przywitania publiczności w języku polskim. Że czytane z kartki? I tak zrobiło się sympatycznie, zwłaszcza iż nie każde słowo dochodziło do nas w łatwej do zrozumienia postaci :). Zaprezentowali głównie utwory z nowej płyty. Dużo było ska i reggae okraszonych tak charakterystycznymi dla nich chanson. Mniej tym razem cygańsko-bałkańskiego folkloru. Choć ich parafraza „Kałasznikowa” jak zwykle doprowadziła do amoku. Zabawa przednia, naprawdę myślę, że nie ma co narzekać.
Koncert zorganizowano w bardzo interesującym klubie. Ciekawe miejsce w samym centrum nowoczesnego osiedla, otoczone mieszkalnymi blokami. Nie mam zastrzeżeń, zwłaszcza, że bar odpowiednio zaopatrzony, a ceny do przyjęcia, co niestety miało swoje uboczne skutki. Ale koncerty żądzą się swoimi prawami i nikt nie mówił, że będzie lekko :). Frekwencja średnia, aczkolwiek i tak zaskoczyła mnie na plus. Przy najbliższej okazji mam zamiar znowu do Zielonki zawitać.
Dyskusja