Łódź przywitała nas dziesięciostopniowym mrozem, co jednak wcale nie wpłynęło negatywnie na doskonałe nastroje. Po krótkich obowiązkach turystycznych na osławionej ulicy Piotrkowskiej i przemiłej włoskiej przygodzie kulinarnej udaliśmy się do klubokawiarni Granda, która tego dnia miała stać się lokalnym ska centrum. Jest to miejsce typu „jeśli nie wiesz, to nie trafisz tu przypadkiem”. Schowane w cichym podwórku raczej niezbyt ruchliwej okolicy okazało się niedużym, ale przytulnym i zupełnie przyjaznym lokalem. Już nieco po dziewiątej w środku zaczęło się robić może na razie nie tyle tłoczno, co całkiem ruchliwie. Gdzie nie spojrzeć, przy barze, przy stolikach, widać było uśmiechniętych ludzi wesoło kołyszących się w rytm selekcji Irka z Hot Shot Sound. Nastrój był odpowiedni, klasyczny repertuar z przedziału ska, rocksteady i early reggae – również. Potrzebny był jeszcze impuls, który skierowałby ludzi na parkiet. Nie pamiętam, który numer spełnił rolę takiego zapłonu, ale nagle wszędzie wokół pojawili się tancerze i tak już zostało do końca. Naprawdę wesoło zrobiło się jednak dopiero, kiedy za deckami pojawił się Przemek, brak Irka, z którym kilka lat temu wspólnie robili imprezy pod szyldem „Shake a Leg”. Tego dnia Przemek śmialo mógłby wystąpić jako dj Nostalgia. Dzięki jego wyborowi w dużej mierze polskich numerów spod znaku raczej mniej wyszukanego, skocznego ska, poczułem się niemal jak w liceum. Nawet biodra nagle wydały mi się jakby sprawniejsze. Po żywiołowo reagującej publiczności widać było, że dobrze pamięta imprezy sprzed lat. Nieco później reprezentant hiszpańskiego Urtica Sound, Nutty Rok rozszerzył trochę muzyczny horyzont imprezy dodając więcej reggae i dancehallu, co przez sporą część zgromadzonych zostało odebrane nie bez entuzjazmu. Jego składniki świetnie uzupełniły udaną jamajską recepturę. Dopiero bliżej północy duet Hot Shot Sound uzupełnił nieobecny dotąd Japko i panowie wymieniając się za deckami wspólnie z hiszpańskim gościem poprowadzili dalszy ciąg imprezy. Spokojniej na parkiecie zrobiło się w okolicach trzeciej nad ranem, a muzyczna eskapada zaczęła powoli dobiegać końca.
Trzeba podkreślić, że swoim winylowym repertuarem Hot Shot Sound wykonują w Łodzi naprawdę fantastyczną pracę na polu jamajsko-muzycznej edukacji. Szeroki przekrój publiczności wskazuje, że potrafią przyciągnąć na imprezy ludzi z bardzo różnych środowisk i grup wiekowych, a sądzę, że i trwale zarazić wielu z nich ska bakcylem. W sytuacji, gdy na miejscu działa tak solidna ekipa, czas najwyższy, by organizatorzy układający trasy koncertowe polskich i zagranicznych gwiazd, zaczęli częściej uwzględniać Łódź w swoich planach. Ja zamierzam pojawić się tam jeszcze nieraz i jestem pewien, że będą to wizyty obfitujące w muzyczne doznania z najwyższej półki.
Dyskusja