Na pierwszy ogień poszedł teledysk. Obrazem do numeru pod tytułem „Roots Online” zajął się Krzysztof Gajewski (Ska Delight / Tone2Tone). Efekty niebawem, ale przejdźmy do koncertu. W warszawskiej kultowej już garmażerii muzyki, którą jest Znośna Lekkość Bytu o godzinie 20 zaczęli pojawiać się pierwsi goście, klub powoli się zaludniał. Pierwszy jamajski atak przeprowadził RootsFada SoundSystem, puścił w eter najlepszej jakości selekcję, pięknie zabujało przybyłymi gośćmi.
Pomimo obaw organizatorów spowodowanych tym, że w Ostródzie w tym samym czasie odbywała się wielka SKA fiesta: druga edycja Ostróda Ska Reggae Stomp, za którą cały Tone2Tone mocno trzymał kciuki, a zwłaszcza za Jacka Staronia, który jest jednym z członków i współzałożycieli Tone2Tone oraz wokalistą Las Melinas. Warszawa stanęła na wysokości zadania, w Klubie pojawiało się coraz więcej gości – kolorowi ludzie, piękne dziewczyny, dzieciaki i zwarte szeregi koncertowego woj-SKA. Przypominało to trochę zagraniczne koncerty, gdzie na tego typu imprezach bawi się kilka pokoleń, przedział wiekowy zaczynał się od 5 a kończył na 60 latach. Dzięki takiej rozpiętości panował naprawdę doskonały klimat rzadko spotykany na undergroundowych imprezach w Warszawie, wszak jamajszczyznę lubią w zasadzie wszyscy.
Wszelkie obawy rozpłynęły się w niebyt, wiadomo już było, że ten koncert będzie udany. Na backstage’u zespoły zagrzewały się do walki, a na parkiecie i przy barze panowała wspaniała jamajska atmosfera.
Kolejny cios zadał UpBeat Quartet, chłopaki postanowili wesprzeć to wydarzenie swoją obecnością. Wystąpili w nieco okrojonym składzie, ale zagrali jakby byli wszyscy. Prawdopodobnie taką moc w zespole spowodował kolejny z członków i współzałożycieli Tone2Tone, Victor Quero (cuatro/gitara) – tydzień temu wrócił z Wenezueli i przywiózł potężną dawkę słońca, która okazała się idealna na rozgrzanie publiczności. Mikołaj Tabako (wokal/trąbka) jak zwykle dawał z siebie wszystko, wspaniale prowadził zespół. Bardzo udanym zabiegiem okazała się mocna gitara Pawła Biedrzyckiego, który grał solówki z piekła rodem i wspaniale wypełniał puste przestrzenie nieobecnych członków zespołu. Basową linią melodyczną zaopiekował się Janusz Rutkowski, który szczelnie wypełniał każdy cal basowych przestrzeni. Bartek Szemis (perkusja) nabijał rytm we właściwym sobie profesjonalnym stylu. Irek Martyniuk (perkusjonalia) pięknie ozdabiał i zamykał zręcznie każdy z utworów. Po takim SKA ataku publiczność była naprawdę dobrze zagrzana do dalszej walki.
Na arenę ponownie wkroczył RootsFada SoundSystem, kolejna dawka jamajskich rakiet nie pozwalała rozgrzanej publice stracić nawet jednego stopnia Celsjusza.
Po podłączeniu całego sprzętu, ustawieniu poziomu dźwięku oraz ozdobieniu ścian plakatami i tekstami, przyszedł czas na jeźdźców SKA Apokalipsy. Klub wypełniony aż miło, około 120-tu gotowych na atak gości. I BOOOM!!! KoNoPiAnS spuszczają SKA napalm, robi się naprawdę gorąco, kolejne bomby w postaci numerów ze wszystkich płyt uderzają prosto w serca zebranej publiczności. Ludzie tańczą i śpiewają, jest wspaniale, panuje wielka radość. Widać, że KoNoPiAnSom to się podoba. Pojawiają się numery z nowej płyty, jest szał. To będzie naprawdę świetna produkcja, zaskoczenie? Nie, skąd! Przecież to jeden z najlepszych early reggae/rocksteady/ska zespołów w Polsce.
Atomowy Ska nalot przybiera na sile, klub trzęsie się w posadach. Marcin „Cozer” Marcin (wokal i toasting, liryka, trąbka) śpiewa i gra niczym zaklinacz węży, na sali nie ma osoby, która chociaż nie tupałaby nogą.
Publiczność bawi się tak jakby jutra miało nie być. Konstant „Baniak” Janiak (puzon) wspaniale zgrywa się z Cozerem, serwują potężną dętą falę dźwięku. Wzywają SKA wojsko do jeszcze mocniejszej walki.
Atmosfera jest niewiarygodna.
Bart „PapaJah” Papaj (perkusja) tym razem – z powodu kontuzji – na perkusjonaliach wyczynia niewyobrażalne rzeczy, nabija jamajskie rytmy aż miło. Rafał Nowak, który zastępuje PapaJaha na perkusji z zegarmistrzowską precyzjż zadaje kolejne ciosy. Romek Czopik (gitara rytmiczna) trzyma tempo jak zaprogramowany komputer Pentagonu. Sebastian Lorek (instrumenty klawiszowe) wydaje się mieć 10 palców u jednej ręki. Mariusz „Młajli” Orzełowski (gitara solowa) ma chyba struny z tytanu, wyciSKA z gitary solówki na najwyższym poziomie. No i on ska Terminator Tomasz „Rudi” Fabryczny (bas, wokal) znany z niejednej polskiej ska kapeli swoimi dźwiękami powoduje, że każdy organ wewnątrz ciała wpada w przyjemne basowe wibracje.
Ten koncert jest jak prawdziwe ska marzenie, wszystko jest perfekcyjne: publiczność, zabawa, muzyka, klimat. Ale niestety nic nie trwa wiecznie i koncert dobiega końca, publiczność skanduje „KoNoPiAnS! KoNoPiAnS! KoNoPiAnS!”. Jest bis, co za radość! Chłopaki wygospodarowali jeszcze jedną bombę, jest to też czas na przedstawienie po kolei całego SKA oddziału. Każdy z członków zespołu serwuje tłuste solo i zbiera niemożliwe owacje, coś pięknego.
Koniec koncertu, ale nie koniec imprezy. RootsFada SoundSystem znowu za sterami, jeszcze trochę bujania i powoli impreza dobiega końca. Było widać, że ludzie, którzy przyszli nie byli zawiedzeni. Było też widać, że takie imprezy w Warszawie mają sens i są potrzebne, ponieważ jest wspaniała publiczność, która potrafi się bawić i tworzyć naprawdę wyśmienitą atmosferę. Serce rośnie na takich wydarzeniach. W imieniu Tone2Tone i Znośnej Lekkości Bytu DZIĘKUJEMY i mamy nadzieję do zobaczenia na kolejnych równie udanych imprezach!
Dyskusja