Na początek zagrała kapela Sax on fire, której nie było w informacjach o koncercie. Jest to typowy cover band 2 tone. Anglicy mają jakąś banię pod tym względem. Jest bardzo dużo kapel grających covery 2 tone i klasyki ska z wcześniejszych lat, do tego jest sporo zespołów mających swoje kawałki, ale również męczące coverami do bólu. Ja tego nie rozumiem, bo nie wiem jak można setny, czy tysięczny raz powielać to samo, szczególnie, że robi to masa innych składów. Po pewnym czasie mi się odechciewa tego słuchać. Ale Angole są zachwyceni i bawią się, jakby usłyszeli pierwszy raz nową zajebistą kapelę. Wracając do występu Sax on fire, to nie było się do czego przyczepić, bo zagrali wszystko równo, czysto i idealnie, tyle że ciężko o jakiekolwiek emocje. Ale jak muszą to niech sobie pograją. Poza tym było jeszcze mało ludzi, którzy dopiero się schodzili, więc tak czy siak, akurat tym razem mało kto zwracał na nich uwagę.
Następną kapelą byli The Talks. Zespół, którego z płyt nie dałbym rady słuchać, bo to nie mój klimat. Na koncercie można ich zobaczyć. Grają sprawnie i mają na to swój pomysł, ale jak dla mnie za bardzo tłucze perkusja i generalnie jak na granie ska jest za szybkie tempo, co powoduje, że momentami jest to rąbanka, bez żadnej finezji. Dużo lepiej sprawdza się ska/punk od kapel grających jeszcze ska, ale już mocno napierdzielających. Poza tym bardzo nie lubię, jak zespół używa playbecku. Czasami na ich koncertach partie saksofonu idą z klawiszy. Tym razem saksofon był obsługiwany przez wokalistę, ale dla równowagi ścieżka klawiszy szła z playbecku. Słabe jest to bardzo, ale pewnie sporo osób tego nie zauważa, albo im to nie przeszkadza. Jako support, można ich posłuchać, mimo wszystko nogi trochę się ruszają, bo tak jak napisałem wcześniej grać potrafią i niektóre kawałki dają radę. Dobrze, że na koncertach klubowych w Londynie kapele grają max 45 minut, bo grając dłużej byliby męczący.
Na koniec Buster Shuffle, czyli zespół na który zjawiła się cała publika. Od jakiegoś czasu zmniejszył im się chórek o połowę i została jedna dziewczyna, ale na tyle daje ona radę, że nie jest to odczuwalne, tyle że nie ma już wesołych układów tanecznych. Poza tym bez zmian, czyli zajebiste granie z wielką energią i dobrze już znanymi hiciorami. Poszły wszystkie najlepsze kawałki z płyt „Our night out” i „Do Nothing”. Do tego w połowie koncertu zagrali krótki set, składający się chyba z pięciu nowych piosenek. Stylowo nic się nie zmieniło i nowa płyta zapowiada się w klimacie tych poprzednich. Zespół jak zwykle na koncertach gra inaczej niż na płytach, czyli dużo szybciej, w rytmie ska, więc spokojnie zdążyli zagrać wszystko to co powinni. Ciekawe jest to, że granie na płytach jest bardziej popowe i łagodne, a na koncertach mocno zmienia się tempo. W ich wydaniu jest to dla mnie idealne rozwiązanie, bo na chacie można na spokojnie sobie słuchać płyt, a na koncercie nogi same chodzą i jest dobra zabawa w odpowiednim rytmie. Ciężko też ich przez to jednoznacznie sklasyfikować, co też jest dużym plusem, bo nie dają się schować do żadnej szuflady. Takie odczucia ma chyba więcej osób, bo na każdym koncercie, również tym o którym piszę, nikt nie stał obojętnie, tylko wszyscy dali się porwać do tańców. Jako że był to główny punkt koncertu, ich granie zamiast 45 minut trwało „aż” całą godzinę, więc nie za długo, ale tak to wygląda z reguły za każdym razem w Londynie, więc już po 22:00 było po wszystkim. Ale dzięki temu można było pójść jeszcze na inne imprezy, albo spokojnie wrócić do domu, żeby pójść na następny dzień do pracy w normalnym stanie.
Tym którzy nie mieli jeszcze okazji zobaczyć Buster Shuffle na żywo, jak najbardziej polecam się wybrać na ich koncert. Będą teraz grać więcej gigów, bo wydają nową płytę. Na pewno będą w Rosslau, a wcześniej w kwietniu również w Niemczech na Punk & Disorderly w Berlinie.
Dyskusja