Relacje

Mr. T-Bone & The Young Lions – 22.01.2009, Praga, Cross Club

Wygląda na to, że Gigi De Gaspari, znany pod pseudonimem artystycznym jako Mr. T-Bone, już na stałe wpisał Republikę Czeską do swojego kalendarza koncertowego. Żadna jego trasa nie omija kraju naszych południowych sąsiadów. Tylko pozazdrościć.

Kontynuuj czytanie ▾

Choć z drugiej strony? Ileż to już razy pisałem o różnych wcieleniach Pana Puzona, a jakiegoś wielkiego zainteresowania jego twórczością w naszym kraju nie widać. A szkoda. Bo czy to z Jamaican Liberation Orchestra, czy z towarzyszeniem All Star Band, czy wreszcie z najnowszym projektem The Young Lions, że o udzielaniu się w najróżniejszych zespołach pokroju Africa Unite, NYSJE, Giuliano Palma & The Bluebeaters i in. nie wspomnę, Mr. T-Bone jednoznacznie udowadnia, iż należy obecnie do najściślejszej czołówki wykonawców europejskiej sceny ska. Każdy zaś jego koncert jest wydarzeniem i dostarcza wielu niezapomnianych wrażeń miłośnikom skocznych i rozkołysanych dźwięków. Nie tylko zresztą za sprawą własnego mistrzostwa w posługiwaniu się trudnym instrumentem – puzonem, ale również dzięki klasie muzyków, którymi się otacza. Młode Lwy wprawdzie już nie takie młode, gdyż i wiekowo nie nastolatki, a i muzycznie od kilku lat ogranięci, ale na pewno bardzo wysoki poziom trzymają. Na scenę Crossu późnym styczniowym wieczorem wyszli: weteran Stefano „Trompetito” Banfi – trąbka, Andrea Ferraro – klawisze, Cecio – saksofon, Benz – gitara, Pakko – bas i Enrico Battaglino – perkusja. Skład idealny do takiej muzyki. Ska, rocksteady i early reggae w mistrzowskim wykonaniu. Bez niepotrzebnych, cyrkowych, zagrywek, po prostu wszystko znakomicie zagrana. Utwory znane z płyt płynęły z głośników jeden za drugim, okraszone charakterystycznym głosem T-Bone’a, przyspieszającym bicie niewieścich serc. Nie zabrakło również miejsca dla wiązanki starych, jamajskich przebojów, zgrabnie połączonych w jedną całość. Muzycy na scenie świetnie się bawili, czarując wszystkich instrumentalnymi umiejętnościami, a publiczność szczelnie wypełniająca parkiet klubu odpłacała im wirując w radosnym tańcu. Jak przystało na porządny koncert ska. Miał on tylko jedną wadę, był za krótki. Tym razem Włosi zaprezentowali zaledwie półtorej godzinny program. Co zrobić. Na zapleczu już czekali na swój występ francuscy punkowcy z rewelacyjnego skądinąd Kiemsa. Ale to już temat na inną historię.

Dyskusja

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *