Otaczając się zawsze gronem znanych, wybitnych muzyków, jako wytrawny pedagog (w końcu nie przypadkowo prowadzi w Turynie kursy gry na puzonie), nie spuszcza z oczu dobijającej się do sławy młodzieży. Dzięki temu wyłowił zapowiadający się turyński zespół reggae – Mr. Brown i od razu z muzyków tej kapeli stworzył własny projekt o adekwatnej nazwie The Young Lions. Po koncertowym ograniu składu przyszła pora na nagranie płyty. I wreszcie jest. Właśnie trzymam w ręku Heroes, w sprzedaży dostępny od czerwca bieżącego roku. Poza spoglądającym z okładki panem De Gaspari, autorem i aranżerem wszystkich utworów, który poza śpiewaniem i grą na puzonie zajął się również, zdobywszy doświadczenie przy poprzednich wydawnictwach, produkcją albumu, w jego nagraniu udział wzięli: Stefano „Trompetito” Banfi – trąbka oraz młode lwy, czyli Gange – klawisze, wokal, Ricu – perkusja, Benz – gitara, wokal, Pako – bas i Cecio – saksofon. Materiał został zarejestrowany w studiu DUB DE DEMON, którego szef, Madaski, guru włoskiej sceny reggae, poza uczestniczeniem w jego mixowaniu, dokonał także masteringu całości.
Tym sposobem powstała rzecz naprawdę wysokiej próby. Warto wejść w posiadanie tego krążka. Pierwsze co rzuca się w uszy po przesłuchaniu płyty to dominująca nad wszystkim linia basu. Na tej podstawie budowana jest misterna konstrukcja dźwiękowa złożona z elementów reggae, ska, rocksteady, funku, jazzu, soulu, mento i dubu. Nie są to jednak nieprzystające do siebie klocki ustawiane bez ładu i składu. Raczej różnokolorowe nici, które splecione razem tworzą jednolitą tkaninę zdobną wielobarwnym wzorem. Przez to często można mieć trudności z określeniem stylu poszczególnych utworów. Tylko czy to do czegoś potrzebne? Cała płyta smakuje wybornie i należy się nią delektować. Emanuje z niej szacunek do tradycji przy zastosowaniu współczesnych środków. Piękne melodie od razu zapadają w pamięć, a taneczne rytmy wprawiają w ruch wszystkie członki. Przy Do my best czy Let ‘em go nie sposób wysiedzieć w fotelu. Chwile wytchnienia przynoszą takie momenty jak mocno dubowy Me and my soul, gdzie gościnnie długoletni klawiszowiec T-Bone’a – Peter Truffa. Mi szczególnie przypadł do gustu Pressure, od którego nie mogę się uwolnić. W tym numerze jest wszystko. Rytm ska, pulsacja reggae, dub, chórki w stylu starych, jamajskich grup wokalnych, solo na trąbce i tworzące wspaniały klimat klawisze. Słucham na okrągło. Zresztą, co tu się rozpisywać. Wszystkie 14 utworów wartych jest grzechu. I jeszcze na sam koniec, jako 15 indeks, DUBwhere, wersja umieszczonego parę pozycji wyżej Somewhere. A że dubuje sam Madaski, lipy nie ma.
Album został opublikowany przez Rudeboy Corner. To kolejne przedsięwzięcie Mr. T-Bone’a. Poza wydawaniem płyt, celem jego powołania ma być organizacja koncertów, promowanie nowych, młodych zespołów i w ogóle wspieranie sceny ska i reggae. Obecnie Gigi De Gaspari pracuje nad następną płytą oraz przygotowuje dubową wersję wcześniejszej Sees America. W takim razie należy mu życzyć wytrwałości, a nam rychłego spotkania na koncercie. Zwłaszcza, że lada moment znowu rusza w europejską trasę i chciałby również zagrać w Polsce. Oby się spełniło.
Rudeboy Corner RCR 001 CD
Dyskusja