Relacje

Streetlight Manifesto, 3 Minute Warning – 17.03.2009, Praga, Cross Club

Ska-punk to dość specyficzny gatunek muzyczny. Prawdą jest, że popularność punk rocka w latach 70. uratowała podupadłą już nieco na Wyspach Brytyjskich, pochodzącą z Jamajki muzykę. Dzięki mariażowi tejże z punkiem powstała druga fala ska, a zespoły pokroju Specials czy Madness, należące do całej generacji 2 Tone, nie pozwoliły pogrążyć się w mrokach niepamięci najlepszemu gatunkowi muzycznemu, jaki Jamajka dała światu. Potem bywało różnie. Często zespoły, które dzisiaj określają się jako ska-punkowe, tak naprawdę grają najzwyklejszy punk z sekcją dętą, ograniczoną do rytmicznych popierdów. Przoduje zwłaszcza nasza scena z licznymi kapelami pseudoska-punkopolowymi. Cóż, do patologii dochodzi w każdej dziedzinie życia.

Kontynuuj czytanie ▾

Pragę odwiedził czołowy reprezentant gatunku. Ale nie sam. Na rozgrzewkę zaprezentowali się 3 Minute Warning z Walii. Rekomendacją dla tej kapeli niech będzie fakt, że w tej chwili wydają się w Megalith Records Bucketa. Ci miłośnicy The Clash i The Specials powstali w 2002 roku, a na swoim koncie mają 2 długogrające albumy. W ramach obecnej trasy promują drugi z nich, Scooters Loose Change. Co grają? W Internecie można przeczytać różne rzeczy na ich temat. A dla mnie jest to po prostu współczesny 2 Tone z ostrą gitarą, co sam Bucket określa jako nowoczesny post 2 Tone ska. Skład do takiej muzyki mają jak najbardziej odpowiedni. Billy – gitara, wokal; Chuzz – klawisze, wokal; Matt – bas; Harold – bębny. Zagrali z ogniem. Klimatyczne klawisze, rockowa gitara, zachrypnięty wokal. Z werwą i do przodu. Czegóż chcieć więcej. Nogi same chodziły. Nie tylko mi zresztą. Aż miło zobaczyć tak ładnie bawiącą się publiczność. W wykonaniu Walijczyków fajnie wypadł cover Selectera Too Much Pressure. Z dobrych wzorców chłopaki czerpią, nie ma co. Szkoda, że grali tylko 40 minut, ale jeszcze większa, że nie udało się zorganizować im koncertu w naszym kraju. Ech, taki już los tych nielicznych fanów ska w Polsce i w ogóle bardziej kumatych miłośników szeroko rozumianej muzyki.

Dobra, wróćmy do klubu, na którego scenie już zainstalował się Streetlight Manifesto. A pod nią? Tłumy. Już dawno nie stałem w Crossie w kolejce po bilety. Tak na marginesie, ciekaw jestem ilu ludzi przyszłoby zobaczyć oba zespoły, na przykład we Wrocławiu? W Pradze Amerykanie przyciągnęli rzesze fanów. Tak, tak, fanów. Wszyscy, od tych stojących tuż przy scenie, do tych zajmujących miejsca pod ścianą na końcu sali, znali każdy utwór lecący z głośników i śpiewali razem z zespołem. Takie koncerty odbiera się ze szczególną przyjemnością. No ale jeśli jeden z sztandarowych przedstawicieli gatunku został założony przez Czecha, więc nie ma się co dziwić. Tomas Kalonky, wokalista i gitarzysta, po odejściu w nie do końca przyjemnej atmosferze z Catch 22, w którym był twórcą ich pierwszego i jednocześnie najlepszego albumu Keasbey Nights, założył w 2002 roku nowy zespół, z którym szybko stanął w jednym szeregu obok takich wykonawców jak Reel Big Fisch, MU330, Less Than Jake czy Big D and The Kids Table. Zainteresowanych odsyłam do Wikipedii, gdzie znajduje się dokładna biografia zespołu i jego twórcy, przez niego autoryzowana. Tymczasem skupmy się na praskim koncercie.

Ten rodzaj muzyki słucham dość wybiórczo, a płyty Streetlight Manifesto nie goszczą zbyt często w moim odtwarzaczu. Ale koncert to zupełnie inna bajka. Zespoły zbliżone stylistycznie do Amerykanów szczególnie dobrze na nich wypadają. Według mnie dużo lepiej niż na płytach. Ska-punk w amerykańskim wydaniu z jazzową sekcją dętą? Właśnie! Dwóch saksofonistów, puzonista i trębacz są rewelacyjni. Połamane rytmy i patenty przez nich stosowane wywołują gęsią skórkę. I świetnie wpasowują się w punkowe kompozycje Kalonky’iego. Nie zabrakło również miejsca dla utworów spokojniejszych, w stylu Bandits of the Acoustic Revolution, akustycznego projektu czecho-amerykanina.

Zaangażowanie publiczności było dodatkowym plusem koncertu. Gdy cała sala śpiewa razem z kapelą taki, dajmy na to, Dear Sergio, znany jeszcze z czasów Catch 22, atmosfera robi się bardzo przyjemna i familiarna. Tomas Kalonky szybko złapał kontakt z ludźmi. Wystarczyło, że odezwał się do nich płynną czeszczyzną. A trzeba zaznaczyć, że wyemigrował z Pragi wraz z rodzicami w wieku 5. lat i całe swoje świadome życie spędził w Stanach. Gdyby tylko grali ciut dłużej. Godzinka minęła błyskawicznie. Dla kogo jednak trwała całą wieczność, mógł dojść do równowagi psychicznej podczas afterparty, chłonąc kojące dźwięki jamajskich standardów. Kolejny udany wieczór w jednym z najciekawszych i najlepszych praskich klubów.

Zdjęcie: Vojta „Huggi” Florian
www.rhizopus.net

Dyskusja

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *