Recenzje

Hoodska Explosive – The Misleading

W związku ze zbliżającym się warszawskim koncertem Tel-Aviv'skiego zespołu Hoodska Explosive zupełnie niechcący wpadła w moje ręce ich debiutancka płyta "The Misleading". Zanim jednak o albumie, słów kilka o samym zespole, którego początki sięgają roku 2004. Wtedy to późniejszy basista i wokalista grupy, Haggai Zehavi w zamian za nowy tatuaż podjął się napisania piosenki. Tak właśnie powstało "Skin Ink in Ska", od którego wszystko się zaczęło. Kiedy kawałek został już napisany, pojawiło się jakże zaskakujące zapotrzebowanie na zespół, który mógłby go zagrać. Ideę grania tradycyjnego ska ochoczo podchwycili Yoav Elkayam (bębny) i Ido Blaustein (perkusja). W przeciągu ponad roku, po rozmaitych zmianach personalnych udało się sformować ostateczny skład, w którym nie zabrakło sekcji dętej (Alon Shacham - saksofon, Nimrod Talmon - puzon) i klawiszy (Lior Romano). Skład ze swoją gitarą uzupełnił jeszcze Benny "Benon" Matalon i zespół po pierwszej serii koncertów w towarzystwie Los Caparos zaczął myśleć o wydaniu płyty.

Kontynuuj czytanie ▾

Realizacja tego przedsięwzięcia sukcesem zakończyła się dopiero w styczniu 2008, by kilka miesięcy później w formie dwupłytowego albumu „Misleading” trafić do mojego odtwarzacza. Całkiem zgrabnie wydana, opatrzona licznymi zdjęciami z zaprzyjaźnionego z zespołem studia tatuażu, a w środku dwa krążki pełne ska rodem z Izraela. Jeżeli dobrze interpretuję intencje autorów, cd zatytułowany „Session I” ma tu pełnić rolę dania głównego. Nie brak na nim intensywnych, szybkich kawałków, o mocno przebojowym potencjale. Już otwierający album „Skin-ink in Ska”, o którym pisałem wcześniej, nieźle prezentuje możliwości muzyczne Hoodska Explosive i jednocześnie wskazuje na rodzaj repertuaru, w którym kapela czuje się najlepiej. Świetnie zagrane tradycyjne brzmienia połączone z elementami ska-jazzowymi to właśnie główny powód, dla którego zespół wyraźnie wyróżnia się na tle konkurencji. W tego typu stylistykę wpisuje się również tytułowe „Misleading”, jednak z przykrością muszę stwierdzić, że pierwszy krążek zdominowany jest przez wątpliwej nieraz jakości, przaśno-brzmiące popisy wokalne i granie, do którego momentami idealnie wręcz pasuje określenie „byle szybciej i do przodu”. Warto wyjaśnić, że mimo przyjęcia tej nie koniecznie rozumiejącej się z moim uchem konwencji, zespół cały czas instrumentalnie trzyma bardzo wysoki poziom, co w sporym stopniu rekompensuje braki kompozycyjne. Pomimo pewnych obiekcji jestem więc przekonany, że kawałki takie jak zaśpiewane w jidish „Avraham Family”, czy wzbogacone o żeński wokal „Trouble To A Mon” znajdą swoich zwolenników.

Drugi krążek dobitnie udowadnia, że zespół jeśli chce to potrafi i to w najlepszym stylu. Fakt, że został nagrany nieco później, bo latem 2007 roku, pozwala mieć nadzieje że będzie to stała tendencja w rozwoju muzycznym Hoodska Explosive. Brak tu irytujących wokali z pierwszej odsłony. Wszystko opiera się na świetnie dopracowanym, zdecydowanie bardziej stonowanym, tradycyjnym, instrumentalnym brzmieniu. Rewelacyjne klawisze w „Cigarette”, „The Whistle” przywodzący na myśl dokonania New York Ska-Jazz Ensemble, pełne wschodnich rytmów „Come Let’s Bussa!”, popisowy wręcz saksofon w nieco melancholijnej „Russian Sleeping Song”, czy kubańska aranżacja „Skin-Ink In Ska”, to wszystko sprawia że w zapomnienie odchodzą niewypały wokalne w stylu „%$#&#!!!” z krążka numer jeden. Gdyby nie serwowane nam w obu przypadkach dość charakterystyczne, wschodnie, nieco egzotyczne brzmienie można by pomyśleć, że „Session II” nagrał zupełnie inny zespół. I coś w tym chyba jest, jak wynika z rozpiski składu zespołu na okładce albumu, w nagrywaniu „Session I”, od kwietnia 2006, uczestniczyli muzycy, których w obecnym składzie już od jakiegoś czasu nie ma. Skwitować to mogę tylko w jeden sposób – zmiany najwyraźniej były jak najbardziej słuszne, a droga rozwoju obrała bardzo dobry i interesujący kierunek.

Po parokrotnym przesłuchaniu nagrań, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że zdecydowanie lepiej sprawdziłyby się w jedno płytowej formie. Śmiem twierdzić, że kilka numerów z części pierwszej przemieszane z kompletem drugiej, stanowiłyby o wiele ciekawszą całość kompozycyjną. Pomimo pewnych niedociągnięć zdecydowanie jest to pozycja warta polecenia, a ja w związku ze wspomnianą już wcześniej chronologią, niecierpliwie czekam na lipcowy koncert zespołu w Warszawie, mając nadzieję że zespół zaprezentuje właśnie to, co w „The Misleading” przypadło mi do gustu najbardziej.

Dyskusja

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *