Realizacja tego przedsięwzięcia sukcesem zakończyła się dopiero w styczniu 2008, by kilka miesięcy później w formie dwupłytowego albumu „Misleading” trafić do mojego odtwarzacza. Całkiem zgrabnie wydana, opatrzona licznymi zdjęciami z zaprzyjaźnionego z zespołem studia tatuażu, a w środku dwa krążki pełne ska rodem z Izraela. Jeżeli dobrze interpretuję intencje autorów, cd zatytułowany „Session I” ma tu pełnić rolę dania głównego. Nie brak na nim intensywnych, szybkich kawałków, o mocno przebojowym potencjale. Już otwierający album „Skin-ink in Ska”, o którym pisałem wcześniej, nieźle prezentuje możliwości muzyczne Hoodska Explosive i jednocześnie wskazuje na rodzaj repertuaru, w którym kapela czuje się najlepiej. Świetnie zagrane tradycyjne brzmienia połączone z elementami ska-jazzowymi to właśnie główny powód, dla którego zespół wyraźnie wyróżnia się na tle konkurencji. W tego typu stylistykę wpisuje się również tytułowe „Misleading”, jednak z przykrością muszę stwierdzić, że pierwszy krążek zdominowany jest przez wątpliwej nieraz jakości, przaśno-brzmiące popisy wokalne i granie, do którego momentami idealnie wręcz pasuje określenie „byle szybciej i do przodu”. Warto wyjaśnić, że mimo przyjęcia tej nie koniecznie rozumiejącej się z moim uchem konwencji, zespół cały czas instrumentalnie trzyma bardzo wysoki poziom, co w sporym stopniu rekompensuje braki kompozycyjne. Pomimo pewnych obiekcji jestem więc przekonany, że kawałki takie jak zaśpiewane w jidish „Avraham Family”, czy wzbogacone o żeński wokal „Trouble To A Mon” znajdą swoich zwolenników.
Drugi krążek dobitnie udowadnia, że zespół jeśli chce to potrafi i to w najlepszym stylu. Fakt, że został nagrany nieco później, bo latem 2007 roku, pozwala mieć nadzieje że będzie to stała tendencja w rozwoju muzycznym Hoodska Explosive. Brak tu irytujących wokali z pierwszej odsłony. Wszystko opiera się na świetnie dopracowanym, zdecydowanie bardziej stonowanym, tradycyjnym, instrumentalnym brzmieniu. Rewelacyjne klawisze w „Cigarette”, „The Whistle” przywodzący na myśl dokonania New York Ska-Jazz Ensemble, pełne wschodnich rytmów „Come Let’s Bussa!”, popisowy wręcz saksofon w nieco melancholijnej „Russian Sleeping Song”, czy kubańska aranżacja „Skin-Ink In Ska”, to wszystko sprawia że w zapomnienie odchodzą niewypały wokalne w stylu „%$#&#!!!” z krążka numer jeden. Gdyby nie serwowane nam w obu przypadkach dość charakterystyczne, wschodnie, nieco egzotyczne brzmienie można by pomyśleć, że „Session II” nagrał zupełnie inny zespół. I coś w tym chyba jest, jak wynika z rozpiski składu zespołu na okładce albumu, w nagrywaniu „Session I”, od kwietnia 2006, uczestniczyli muzycy, których w obecnym składzie już od jakiegoś czasu nie ma. Skwitować to mogę tylko w jeden sposób – zmiany najwyraźniej były jak najbardziej słuszne, a droga rozwoju obrała bardzo dobry i interesujący kierunek.
Po parokrotnym przesłuchaniu nagrań, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że zdecydowanie lepiej sprawdziłyby się w jedno płytowej formie. Śmiem twierdzić, że kilka numerów z części pierwszej przemieszane z kompletem drugiej, stanowiłyby o wiele ciekawszą całość kompozycyjną. Pomimo pewnych niedociągnięć zdecydowanie jest to pozycja warta polecenia, a ja w związku ze wspomnianą już wcześniej chronologią, niecierpliwie czekam na lipcowy koncert zespołu w Warszawie, mając nadzieję że zespół zaprezentuje właśnie to, co w „The Misleading” przypadło mi do gustu najbardziej.
Dyskusja