Pochodzący z końca 2007 r. winylowy singiel „Super Jet Jet” zasygnalizował pierwsze zmiany w stosunku do debiutanckiej płyty pt. „Organic coal beat from the groovy mines”, ponieważ w 3 utworach pojawił się wokalista, co znacznie odświeżyło muzyczny wizerunek kapeli. Na „Pum Pum Hotel” jest on obecny niemal we wszystkich kompozycjach, co niespecjalnie mnie uradowało, albowiem bardziej podobał mi się patent z utworami instrumentalnymi. Jest to jednak, jak powszechnie wiadomo, wybitnie subiektywne odczucie i ktoś może mieć w tej kwestii zupełnie odmienne zdanie, tym bardziej, że Matthew Hardison radzi sobie za mikrofonem całkiem nieźle (zbieżność personaliów ze śpiewakiem The Moon Invaders nie jest przypadkowa). Z pewnością zdaje to egzamin podczas występów na żywo.
Samo brzmienie także uległo pewnym modyfikacjom. Nie wiem czym było to spowodowane, ale grupa postanowiła w studio mocniej wygładzić brzmienie w porównaniu do premierowego materiału i był to strzał w stopę. To samo spotkało The Aggrolites na drugim krążku więc może to jest ideał do którego należy dążyć, ale ja mam w tej kwestii proste gusta i lubię bardziej chropowate dźwięki. Przesadne wygładzanie oddala The Caroloregians od brzmienia charakterystycznego dla końcówki lat 60-tych na rzecz bardziej współczesnych skojarzeń, a nie mam wątpliwości która opcja bliższa jest sercom miłośników early reggae. Wciąż naczelną rolę odgrywają stylowe klawisze, bez których muzyka Belgów nie miałaby racji bytu, co szczególnie słychać w przeróbce piosenki Cat Stevensa zatytułowanej „Another Saturday night”. Swoją drogą, porwanie się na tak odległy stylistycznie utwór wypadło naprawdę świetnie.
Z powyższych zdań nieubłaganie wyłania się obraz płyty nieudanej, co nie jest przecież prawdą. Moje marudzenie wynika raczej z rozbudzenia apetytu za sprawą debiutu i nie uważam, by „Pum Pum Hotel” mógł być określony mianem nieporozumienia. Jest to jednak dla mnie pewien krok w tył, do którego nie potrafię się przyzwyczaić. Odnosząc się do pytania postawionego na początku, należy napisać, że Jankesi mogą spać spokojnie i w najbliższym czasie nie grozi im ze strony The Caroloregians nokaut. Coraz mocniejsza pozycja jaką zespół wyrabia sobie na Starym Kontynencie jest całkowicie zasłużona, lecz kwestią otwartą pozostaje, czy „funky reggae for the working class” przetrzyma szturm pokrewnych gatunkowo formacji, bowiem Holendrzy z The Upsessions zdają się działać z nieco większą wyobraźnią. Podsumowując, jest to kawałek plastyku wypełniony przyjemną dla ucha muzyką (co już stanowi swego rodzaju osiągnięcie), ale nic ponad to. Można było to rozegrać lepiej.
Grover 2008
Dyskusja