Festiwal zadebiutował rok temu, nieco zaskakując wszystkich swoją dwudniową skalą. W jednym miejscu (to trochę smutne) udało się zgromadzić w zasadzie większość wartych uwagi kapel z Polski. Jako, że „kapele się skończyły” pojawiły się nieco złośliwe pytania „co dalej?”. Organizatorzy postanowili podejść do sprawy poważnie i na ten rok przygotowali naprawdę imponujący zestaw składów z zagranicy uzupełniony odrobiną polskich brzmień. Początkowo obawiałem się, że mogę tu mieć do czynienia z dopychaniem do lineupu na siłę zespołów, które akurat będą w okolicy. Nic bardziej mylnego. To będą dwa dni zapełnione naprawdę fajnymi brzmieniami mniej i bardziej znanych zespołów, ale na pewno takich, które trzymają wysoki poziom.
Pierwszy dzień rozpocznie Ska Petarda z Krakowa.
Jakkolwiek nie jest to rodzaj grania, który cenię sobie najbardziej, to jednak muszę docenić u chłopaków entuzjazm z jakim podchodzą do grania i propagowania muzyki ska. Bardzo jestem ciekaw, jak spodobają mi się na żywo. Ich muzyka to raczej szybkie, trzecio-falowe ska z kilkoma piosenkami o niezłym potencjale na hity – jeszcze przed koncertem możecie się zapoznać z repertuarem Ska Petardy słuchając wydanego dwa lata temu krążku „Niewypał”. Za to zerkając w klip poniżej przekonacie się, że chłopaki do intensywnego weekendu są już zdecydowanie przygotowani.
Następni na scenie pojawią The Downsetters z brytyjskiego Ipswich.
Interskalactic Ska & Luna Reggae – tak ładnie sami określają swoje granie. Bywa szybko, bywa nastrojowo. Mi kojarzą się ze świetnym wokalem, fajnymi klawiszami i puzonem, który cudnie sprawdza się w obydwu wymienionych powyżej gatunkach. Nie mogę się doczekać, żeby ich zobaczyć na żywo. Liczę na fajerwerki.
Koncertowy piątek zamkną The Bartenders i Dr. Ring Ding.
Doktor to postać na tyle legendarna, że pozwolę sobie nie przedstawiać jej bardziej szczegółowo. Starczy powiedzieć, że ten niemiecki pionier jamajszczyzny ma na koncie wybitne wręcz nagrania w stylistyce gatunków ska, rocksteady czy nawet dancehall. Znany jest ze swoich licznych kooperacji z artystami z całego świata. Dawno już nie było okazji do obejrzenia na żywo pięknego zestawu jak tworzy z najlepszą, polską ska-jazzową ekipą. Historia kooperacji warszawskich Barmanów z Doktorem sięga, zdaje się, aż 2011 roku i zaowocowała między innymi nagraniem fantastycznej piosenki „Polecat” Widziałem co najmniej trzy koncerty tego cudnego combo – za każdym razem było doskonale. Hit wieczoru murowany. Sami zresztą zobaczcie poniżej, na co możecie liczyć.
Sobotę zaczniemy od The Magnetics.
A będzie to prawdziwy powrót do korzeni. Całe granie tego włoskiego zespołu jest jednym wielkim ukłonem w stronę klasyki. Vintage ska i rocksteady – to hasło bardzo dobrze oddaje, czego możecie się spodziewać. Panowie mają na koncie świetny album o może niezbyt oryginalnej, ale za to idealnie pasującej nazwie „Jamaican Ska”. W Gdańsku natomiast z pewnością będziecie mogli nabyć ich najświeższy winylowy singielek „Coffe & Sugar”. Tymczasem zerknijcie w fajowy retro teledysk o pewnej wielkiej małpie.
Ciąg dalszy zabawy zapewni Yellow Cap.
Z Niemiec przyjadą prawdziwi weterani spod szyldu Pork Pie. 20 lat na scenie pozwoliło im nauczyć się tego i owego. Sporo tu mieszania gatunków, które nie wszystkim zespołom wychodzi na dobre – w tym przypadku efekty są całkiem zadowalające. Trzon brzmienia stanowi jednak typowe szybkie ska w niemieckim stylu z solidną trzyosobową sekcją dętą. Będzie do czego potańczyć. Nieco więcej o zespole możecie się dowiedzieć z naszego wywiadu sprzed kilku lat i jego kontynuacji w temacie albumu „Pleasure”.
Vespa – najstarsi, najgrubsi, najbogatsi
Ta ekipa z korzeniami w Szczecinie jest nawet starsza od Yellow Cap, wiele lat dochodowej międzynarodowej kariery sprawiło, że teraz mogą pozwolić sobie na takie okazjonalne fanaberie jak kameralny występ w ojczyźnie. Żeby zasłużyć na miano najbogatszych, swego czasu musieli odbić w stronę bardziej popularnego na zachodzie swingu, ale porządnej jamajszczyzny na pewno też nie zabraknie. Mam wrażenie, że jeśli poczują się na scenie wystarczająco komfortowo, mogą zechcieć wrócić do czasów młodości polecieć po kilku zakurzonych hiciorach, których w Rio czy na Webley raczej nie grają. Warto to sprawdzić, a więc hasło na weekend brzmi jak tytuł klipu poniżej.
Bottle of Moonshine – to może być najlepszy koncert całego festiwalu.
Chyba na żaden inny występ tego weekendu nie czekam tak bardzo jak belgijską księżycówkę. Bardzo doceniam ukłon organizatorów w kierunku gatunku soul, który nie bez powodu mamy w tytule naszego serwisu, choć czasem zdarza się nam o tym zapomnieć. Przypominają nam o nim właśnie tak świetne zespoły jak ten. Co więcej, mowa tu o rewelacyjnym przeplataniu soulu klasyczną jamajszczyzną. Wszystko to okraszone świetnym żeńskim wokalem. Na samą myśl wręcz nie mogę usiedzieć w miejscu, szczególnie że w tle leci właśnie album „Believe The Numbers”.
Finał festiwalu to Spartan Allstars.
Zespół wydaje się wręcz idealny na zamknięcie całej imprezy. Uczciwie muszę przyznać, że minąłem się z nim kilka razy na różnych festiwalach, ale z tego, co się orientuję powinni nam zaserwować niezły przegląd coverów klasycznych jamajskich melodii rocksteady, reggae i ska. Doświadczenie ma ta ekipa kilkunastoletnie, a nagrania live w internecie pozawalają podejrzewać, że będą świetne tańce.
Po koncertach zatroszczy się o Was Karma Sound
Zarówno w piątek jak i w sobotę zaplanowana została impreza do rana. Rytmiką Waszych bioderek zajmie się znany ze swoich licznych działań dj i promotor muzyki jamajskiej. Wszystko wskazuje na to, że w najbliższy weekend karma będzie dla nas jak najłaskawsza.
Jeśli jeszcze się wahacie, przestańcie i ruszajcie już jutro do Protokultury – Gdańsk Ska Jamboree to naprawdę wydarzenie grubego kalibru!
Dyskusja