Tak się fortunnie złożyło, że w tym roku udało mi się po raz pierwszy zawitać na czeskim festiwalu „Mighty Sounds” (to już jego czwarta edycja). Prawdę mówiąc nie miałem do tej pory okazji uczestniczyć w żadnej festiwalowej imprezie organizowanej przez naszych południowych sąsiadów, nie do końca wiedziałem więc czego się spodziewać.
Dziedziniec renesansowego zamku, pięknie położonego nad brzegami Łaby, już po raz dwunasty wypełnili fani muzyki ska, spragnieni swoich ukochanych dźwięków, spotkań z dawno niewidzianymi znajomymi czy po prostu dobrej, niczym nieskrępowanej zabawy. Ponieważ w tym roku impreza kolidowała z koncertem Ska Cubano we Wrocławiu, mogłem wziąć udział tylko w drugim dniu festu.
Druga edycja festiwalu Wroc Love Summer Stage upłynęła pod znakiem żenująco niskiej frekwencji. Podobnie zresztą jak w roku ubiegłym. Zupełnie nie rozumiem tej sytuacji. Dobra organizacja, niedrogie bilety i znakomity program, a ludzie nie przyszli. Nie ma co, dla organizatorów koncertów Wrocław to nie jest najlepsze miejsce w Polsce. Niech żałują ci, którzy wybrali inną opcję na spędzenie pierwszego wakacyjnego weekendu.
Nie ma nic przyjemniejszego, niż wybrać się w daleką podróż na koncert zespołu, którego nie zna się zupełnie, poza jakimiś internetowymi próbkami, i trafić w dziesiątkę. Tak zdarzyło się tym razem. Decyzję o wyjeździe podjąłem dosłownie w ostatniej chwili. I nie żałuję.
Parasolki są zespołem bardzo lubianym w Polsce. Oni także lubią grać w naszym kraju, co już niejednokrotnie czynili. Szczególnie upodobali sobie Wrocław, gdzie mają grupę oddanych fanów i zawsze są gorąco przyjmowani. Tak było również tym razem.
Leningrad należy do moich ulubieńców. Swego czasu przegapiłem ich koncert w Czechach. Teraz nie mogłem odpuścić, mimo że, jakby się mogło początkowo wydawać, bilety do najtańszych nie należały. Przypuszczałem, że poza mną na sali będzie garstka ludzi. Błąd. Duży klub szczelnie wypełnili fani zespołu, ukrywający się gdzieś dotąd nie wiadomo gdzie, którzy przez cały koncert szaleńczo balowali na parkiecie, znali teksty utworów i śpiewali je razem z zespołem.
Majówka w Pradze? Czemu nie. Ładna pogoda, piękne miasto, dobre piwo i ciekawy koncert. Nie pozostało nic innego jak udać się w drogę. A na miejscu był czas i na zwiedzanie miasta i na degustację kwaśnicowego piwa. Polecam. Wieczorem zaś trzeba było odszukać klub Bordo, w którym dotąd nie miałem przyjemności być. Miejsce bardzo ciekawe, położone blisko dworca głównego i o dziwo na piętrze, nie zaś, jak to zwykle bywa, w jakiejś piwnicy. W środku dwa bary, było więc gdzie i przy czym porozmawiać ze spotkanymi znajomymi z miasta nad Wełtawą.
The Toasters od 27 lat wciąż w najwyższej formie. I co najważniejsze, od jakiegoś czasu praktycznie każda ich trasa przebiega również przez Polskę. Tym razem odwiedzili Gdynię i Kraków. Ja wybrałem gród pod Wawelem. To był strzał w dziesiątkę.
Starość nie radość. Coraz trudniej przychodzi mi znosić takie wyjazdy. Ale zdecydowanie warto było. Zespół zupełnie nie znany, ale wystarczyło spojrzeć na skład w jakim Amerykanie mieli zawitać do Pragi, by podjąć jedynie słuszną decyzję. Toż to prawdziwa supergrupa.