Recenzje

Fast Food Orchestra – Urban Menu

Nie jest tajemnicą fakt, że nasi południowi sąsiedzi posiadają w samej tylko stolicy, Pradze, więcej ciekawych kapel niż my w całej naszej polskiej ziemi. Do czołówki praskiej sceny ska i reggae bezsprzecznie należy grająca od roku 1994 formacja Fast Food Orchestra. Zespół nigdy nie dbał specjalnie o swój wizerunek u nas (pierwszy koncert w Polsce zagrali dopiero dwa miesiące temu we Wrocławiu), dali się natomiast świetnie poznać reszcie świata. Chłopaki są w ciągłych rozjazdach i nie mam tu na myśli tego, że grają od czasu do czasu w Nachodzie a czasami aż w Prostějovie - co to to nie, w maju zakończyła się ich trasa po Europie, na którą zaprosił ich Bucket z The Toasters (zajmujący się też promocją ich ostatniej płyty na Stany Zjednoczone), wcześniej wrócili z trasy po Ameryce Południowej. Ich tegoroczna, najnowsza płyta “Urban Menu” została wydana przez Megalith Records i jest czwartą w dorobku.

Kontynuuj czytanie ▾

Fast Food Orchestra zdecydowanie nie jest najlepszym wyjściem dla osób, wolących granie w starym stylu. Charakteryzuje ich dynamiczne ska kojarzące się raczej z dobrymi (podkreślam – dobrymi…) zespołami amerykańskiej trzeciej fali niż z bujającą jamajszczyzną. “Urban Menu” to całkiem nieźle zrealizowana płyta, która jest kolorową fuzją różnych gatunków muzycznych. Mocną stroną zespołu jest wokalne trio: Su-Sha (voc+saksofon), Fido (voc+puzon, współzałożyciel festiwalu Mighty Sounds) i “czeski Dr Ring Ding” czyli człowiek o dzikim głosie z dżungli rodem (głos – nie człowiek:) – Dr Kary; wspomagane tu przez dwie pierwsze damy czeskiej sceny ska – Terezę Krippnerovą (ex Discoballs, obecnie The Spankers) i Marianę Wesley (Prague Ska Conspiracy). Materiał to bardzo pozytywna mieszanka szybkiego ska w stylu lightowych kawałków Mighty Mighty Bosstones, Planet Smashers czy wspomnianych juz The Toasters (“Nothing to say”, “One night stand” czy prawdziwy hit- “Fast feet”), ragga, dancehallu i hip-hopu (miód na uszy dla wielbicieli gatunków – “Pump Pump Pump” lub jedyny czeskojęzyczny utwór na płycie – “MC”). Ciekawostką jest zaśpiewany w duecie z Marianą “Magnum Force” i wzbogacony o elementy latino utwór “Manana”. Piosenka “Home” była koncertowym szlagierem długo przed ukazaniem się płyty, moim typem jest jednak “Fire” – byłby to może prosty, cukierkowy numer, ale pikanterii nadaje mu magiczny głos Terezki w chórku. Jak to brzmi ze strony instrumentalnej? Poprawnie, choć na pewno nie jest to majstersztyk. Kilka ciekawych solówek trąbki, dość monotonny klawisz i schematyczny gitarowy offbeat. Czasem trochę bez pomysłu, ale nie boli. Płyta nadrabia tym, że emanuje z niej radość, słyszy się, że chłopaki śpiewają z szerokimi uśmiechami na twarzach.

Fast Food Orchestra udowadnia po raz kolejny, że przy ich muzyce nawet najsmutniejszy słuchacz nie ma wyjścia i musi się rozchmurzyć, nie mówiąc już o tym, że nogi same będą rwać mu się do tańca. No to nie narzekać, tylko do roboty!

Dyskusja

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *