Jak donosi Trojan Records, już w najbliższy poniedziałek, 18 stycznia, ukaże się zapowiadana od dawna płyta The Best of Millie/My Boy Lollipop. Zawierać będzie 20 utworów z lat 1964-1968, pochodzących w głównej mierze z katalogów wytwórni Island i Fontana Records. Większość z nich nigdy nie ukazała się na CD i będzie to ich debiut po ponad trzydziestu latach.
W końcu jest! Druga płyta olsztyńskich Skautów ujrzy światło dzienne na przełomie 2009/2010 (premiera po zamieszaniu świąteczno-noworocznym – 4 stycznia 2010). Drużynowy Greg dopiął swego i bardzo długo oczekiwany krążek w końcu może zagościć w twoim, moim, naszym(!) odtwarzaczu. „Great Poland” to 13 numerów w barowo, knajpiano, olsztyńsko ska-reggae’owym klimacie.
Nie jestem wielkim fanem składaków, ale czasem robię wyjątki. Za niewielkie bowiem pieniądze można otrzymać zestaw utworów, będący wizytówką jakiegoś zespołu, wytwórni czy kierunku w muzyce. A po zapoznaniu się z nimi podjąć decyzję co do dalszych poszukiwań fonograficznych.
Tak jest w wypadku dwóch japońskich płyt będących niewielkim przekrojem współczesnego skinhead reggae. Zawartość pierwszej, wydanej w 2007 r. Boss Sound Stormers, to 14 utworów prezentowanych przez 7. wykonawców. Na drugiej, Boss Sound Boosters z 2008 r. mamy 6 zespołów i 13 utworów.
Amerykanie są na scenie już od 20. lat. Z tej okazji we wrześniu ukazała się jubileuszowa płyta „Skaboy JFK: the Skankin' hits of the Cherry Poppin' Daddies”. Tytuł wiele wyjaśnia. Podobnie jak multiplatynowy album „Zoot Suit Riot: the Swingin' hits of…” z 1998 roku, płyta poświęcona jest wyłącznie jednemu stylowi. Tym razem Ska. Zawiera cztery nowe nagrania oraz kawałki z wcześniejszych wydawnictw. Zasada jest jedna. Są to tylko utwory ska. Stylistycznie od początków historii tego gatunku, poprzez 2 Tone, do trzeciej fali.
Opóźnia się premiera nowej płyty Całej Góry Barwinków, której wydanie zapowiadane było na listopad tego roku. Najnowsze wieści z obozu CGB są takie, że trzeci album grupy, zatytułowany „Kochamy kłopoty”, ujrzy światło dzienne w styczniu 2010 roku. Na tym wydawnictwie znajdzie się 15 nowych utworów. Okładkę płyty projektu Marcina Korolkiewicza można zobaczyć na załączonym obrazku.
Śląsk i Zagłębie stały się w ostatnim czasie niekwestionowaną mekką grup nawiązujących w swojej twórczości do jamajskich korzeni. Ska, reggae, rocksteady i swing są także inspiracją dla powołanej do życia w 2004 roku formacji Sari Ska Band tworzonej przez muzycznych zapaleńców z Żor i Rybnika.
Od jakiegoś czasu zarzekam się przed redaktorem naczelnym Rudemaker.pl, że zacznę pisać recenzje płyt. Będzie z kilka miesięcy. Czas chyba zacząć, zatem, żeby nie było, że niesłowny jestem. Dobrą okazją by zacząć jest najnowsza druga płyta holenderskiego The Upsessions pt. „Beat You Reggae”.
Inicjatywa założenia grupy sięga początku 2006 roku. Wtedy to na jednej z sosnowieckich ławek zrodził się pomysł grania szalonego miksu ska, skinhead reggae i punk rocka. Tam również zespół został ochrzczony imieniem Ziggie Pigge pochodzącym z podwórkowego slangu… Już po pierwszych koncertach było wiadomo, że grupa na stałe wpisze się w krajobraz krajowej sceny hołdującej jamajskim rytmom, bo mimo pewnych skłonności do ostrzejszego grania właśnie ska i reggae dominowały w repertuarze Ziggie Piggie.
Sosnowiecki Horrorshow to klasycy i legenda polskiej sceny Oi! /Streetpunk / Ska. Grupa działa z przerwami od wielu lat wydając przed laty swoje kolejne nagrania na kasetach i będąc jednym z najbardziej cenionych wykonawców na rodzimej scenie ska. Z czasem utwory z kasetowych wydawnictw „Ryps Wyps” i „Pociąg z forsą” zebrane zostały na CD, którego wydawcą była czeska wytwórnia Rabiat Records.
„Try to feel it” to trzeci już album w dorobku sosnowieckiej grupy
Skankan. Po „Live 95” i „Skankan ożywia trupy” to kolejna oscylująca w
nurcie szeroko pojętej muzyki ska płyta będąca zwieńczeniem wieloletnich
doświadczeń muzyków zespołu. Kilkuletnia praca nad materiałem
doprowadziła do ewolucji w aranżacjach i brzmieniu kompozycji, owocując
niesamowitą mieszanką energii rozbudowanej sekcji dętej i dynamicznej
sekcji rytmicznej. Pozostając wiernym jamajskim korzeniom gatunku zespół
konsekwentnie propaguje radosne, taneczne rytmy w wytyczonej przez
siebie konwencji ska-reggae-rock’n’roll.
Minionej soboty w lizbońskim klubie Bacalhoeiro miała miejsce oficjalna premiera debiutanckiego LP zespołu The Ratazanas. Wydarzenie to jest o tyle warte odnotowania, że już demo z 2006, czy rok późniejsza EP-ka 'Maquete' brzmiały bardzo obiecująco, a przecież od rozpoczęcia działalności w 2005 roku w zespole zmieniło się prawie wszystko. Trzonem składu są perkusista André i Luís, klawiszowiec, których bezkompromisowe dążenia do osiągnięcia stuprocentowo oldschoolowego, jamajskiego brzmienia spowodowały dość intensywną rotację muzyków. Stan ten trwał do momentu pojawienia się Edu (wokal), Petrov’a (gitara) i Rosicky’ego (bas). Czego więc można spodziewać się teraz?
Gdyby nie fakt, że pochodzącym z Drezna Ken Guru & The Highjumpers przyszło dzielić swego czasu scenę ze szczecińską Vespą, zapewne nigdy nie usłyszałbym o tym zespole. Straciłbym tym samym możliwość poznania naprawdę interesującej grupy, na nadmiar których w ostatnich latach Niemcy narzekać nie mogą. Szczęśliwości splotu okoliczności, który doprowadził do zapoznania się przeze mnie z recenzowaną płytą dopełnia fakt, iż jest to własne wydawnictwo zespołu. Gdyby wszystkie kapele wypuszczały płyty w podobny sposób, to żadne wytwórnie nie byłyby potrzebne. Ot, niemiecki perfekcjonizm.
Nie należę do zwolenników spiskowej teorii dziejów, ale nie sposób nie odnieść wrażenia, że nagły wysyp zespołów hołdujących wczesnej odmianie reggae napędzany jest popularnością The Aggrolites. Z poziomem ukazujących się nagrań bywa zazwyczaj dość dobrze, a Belgowie z The Caroloregians z pewnością należą do czołówki europejskiej sceny. Doświadczenie części muzyków wyniesione z The Moon Invaders musiało zaprocentować, w wyniku czego Grover mógł wypuścić na światło dzienne drugi album wspomnianej kapeli bez cienia żenady. Czy udało się jednak zdetronizować bardziej utytułowanych Amerykanów?
Historia tego nowojorskiego zespołu w pewnym momencie potoczyła się dość komicznie, ponieważ przebił się on do świadomości słuchaczy za sprawą albumu mającego być miłą odskocznią od standardowego repertuaru.
Recenzowany album stanowi, nie licząc wydanej w 2005 r. EPki pt. „Claiming Land”, drugą studyjną odsłonę Szwajcarów pochodzących z Zurychu (pierwszą zaś pod szyldem Leech Redda). Jest to propozycja skierowana przede wszystkim do fanów amerykańskiej szkoły ska/rocksteady, którą swego czasu rozsławili w świecie The Slackers. Myliłby się jednak ten, kto spodziewałby się czystego naśladownictwa, albowiem Alaska na brak pomysłów nie narzeka i miejscami bliżej jest jej do jamajskiej klasyki. Aby nie tracić czasu na zbędne kombinowanie z klasyfikacją twórczości rodaków Wilhelma Tella, napiszę tylko jeszcze, iż do dwóch wymienionych powyżej gatunków dochodzą incydentalnie reggae, soul oraz jazz, co zapowiada mieszankę tyleż ciekawą, co urozmaiconą.
To chyba najważniejsza z informacji dotyczących Madness jakie napływają w ciągu ostatnich miesięcy. Co prawda nie po raz pierwszy zagrają w naszym kraju, ale można mieć nadzieję, że po raz pierwszy nie będzie to występ z playbacku. To wiekopomne wydarzenie (nie chcę zapeszyć, ale szykuje się prawdziwy „milestone” w rozwoju polskiej sceny ska) będzie mieć miejsce już czwartego lipca w ramach tegorocznej edycji festiwalu Heineken Open’er. Forma koncertowa zespołu jest na doskonałym poziomie, o czym miałem już okazję przekonać się w grudniu, w Londynie, mało tego zespół z całą pewnością będzie intensywnie promować materiał z najnowszej płyty „Liberty of Norton Folgate”, z całą pewnością więc nie grożą nam przysłowiowe odgrzewane kotlety. Niemożliwe stało się więc możliwe, a to nie wszystko, bowiem obóz Madness jest ostatnimi czasy bardzo aktywny.
Po wielu powtarzających się zapowiedziach wreszcie dostaliśmy do ręki wznowienie na CD debiutanckiej płyty szczecińskiej Vespy, która (ta płyta) dostępna była dotąd jedynie w wydaniu kasetowym. A ponieważ zespół kazał nam długo czekać, więc nie powinni mieć pretensji, że i recenzja ukazuje się w serwisie Rudemaker dopiero po kilku miesiącach od wydania płyty. No dobra, nawaliłem. Kasę za tekst wziąłem, na wycieczkę po Karaibach na koszt grupy pojechałem, a recenzji (oczywiście pozytywnej) nie napisałem. Czas nadrobić zaległości :).
Bardzo ciekawa premiera płytowa szykuje się na wiosnę 2009. Wielkimi krokami, prosto z Francji nadchodzi „Tribute to Madness”, który jak dotąd nie doczekał się żadnego oficjalnego tytułu. Nie jest to co prawda pierwsza inicjatywa tego typu, jednak z całą pewnością jest kilka szczegółów, które czynią ją wyjątkową.
Płyta ukazuje się również w specjalnej, limitowanej edycji. 500 sztuk limited edyszyn to ręcznie ponumerowane egzemplarze, wyposażone w prezent-gadżet: klasyczny, menelski grzebyk z logo zespołu. Ponadto Vespa dla swoich fanów przygotowała jeszcze jedną niespodziankę: do limitowanej edycji zostały dodane relikwie – włosy członków zespołu, pochodzące z wszystkich miejsc ich prężnych ciał, o które nie chcecie pytać. Taką wersję płyty można nabyć jedynie na stronie grupy lub na koncertach „Potwór Tour 2008-3000. Rimemba de dejs? edyszyn”. Na sklepowych półkach płyta (w normalnej wersji) pojawi się 12. listopada.
Solowa płyta wokalisty Rancid wyszła już ponad ponad rok temu i wielu jest dobrze znana między innymi dzięki temu, że była swego czasu dostępna w całości, włącznie z teledyskami, na majspejsie zespołu. Całość materiału utrzymana jest w stylu balansującym pomiędzy „dirty reggae” (warto nadmienić, że Armstrongowi przygrywa nie kto inny, lecz Aggrolites), a brzmieniami znanymi wcześniej z płyty, „…And Out Come the Wolves”. Muzycy Rancida, szczególnie w ciągu ostatnich paru lat, mają tę właściwość, że regularnie maczają palce w rozmaitych projektach z udziałem innych zespołów. Przy każdym takim nowym wydawnictwie (szczególnie Larsa Fredriksena i Armstronga właśnie) pojawia się pytanie, kiedy w końcu się wyczerpią i nagrają coś bardzo słabego. Na razie jednak, na szczęście, wszystko po staremu.
Długo oczekiwana edycja deluxe kultowego albumu zespołu Symarip Skinhead Moonstomp nareszcie ujrzy światło dzienne. Trojan Records zapowiada jego premierę na 29 września bieżącego roku. Jak podaje strona internetowa wytwórni album będzie się składał z 2 CD. Mają one pomieścić 12 ścieżek pochodzących z oryginalnego wydawnictwa, a dodatkowo 34 utwory, wśród których również nigdy wcześniej nie wydane, pochodzące z singli nagrywanych pod koniec lat 60. przez Graeme’a Goodalla dla Doctor Bird Records oraz na początku lat 70. przez Bruce’a White’a i Tony Cousinsa dla Creole Records.
Rok 2008 trzeba chyba będzie zapamiętać jako wyjątkowy w rozwoju polskiej sceny ska. Właśnie ukazała się kolejna płyta z tą muzyką, a to za sprawą debiutanckiego albumu Wersji De Lux. Gdynianie swoją twórczość definiują jako mieszankę ska, rock’n’rolla, swingu i reggae. Hm, szczerze mówiąc jakoś tego swingu nie potrafię się dosłuchać. No, może trochę w Dancing. Bardziej odpowiada mi określenie stylu zamieszczone na plakacie zapowiadającym koncert, który promował wydawnictwo, mianowicie 2 Tone. Jak zwał, tak zwał. Najważniejsze, że otrzymaliśmy 13 utworów opartych na charakterystycznym, zachęcającym do tańca i zabawy rytmie.
Pan Puzon, czyli Luigi, dla przyjaciół Gigi, De Gaspari, włoski, jakżeby inaczej, puzonista, po raz kolejny zaprasza na muzyczną ucztę. Ten absolwent mediolańskiego konserwatorium Giuseppe Verdiego, niegdyś członek orkiestry symfonicznej im. Verdiego i założyciel szkolnego Civica Jazz Band, po ukończeniu edukacji swoje zainteresowania skierował ku muzyce ska i reggae. Współpracował z takimi zespołami jak Casino Royale, Bluebeaters (do dnia dzisiejszego), Africa Unite, Matrioska czy Vallanzaska. W 2002 roku odbył trasę i nagrał płytę z New York Ska-Jazz Ensemble. Potem postanowił poświęcić się karierze solowej. W tym samym 2002 roku razem z Jamaican Liberation Orchestra wydał płytę That’s it!, której produkcją zajął się Madaski z Africa Unite. Dwa lata później ukazał się album Mr. T-Bone sees America nagrany z All Star Band złożonym z największych sław światowej sceny ska i reggae, a którego producentem był z kolei Victor Rice. Poza wypuszczaniem znakomitych płyt, T-Bone co roku wyrusza w świat w długie trasy, czego efektem jest koncertowy Strictly Live z roku 2007.
W najpiękniejszy dzień roku dla wszystkich uczniów szkół podstawowych, gimnazjalnych i licealnych, czyli 1 września, swoją premierę miał debiutancki album zespołu Wersja De Lux. Tym sposobem nasz więcej niż skromny rynek ska powiększył się o kolejną, wartościową pozycję.
Zespół Makako Jump powstał w Trieście, bodajże w 2003 roku. Od tego czasu zagrali blisko 400 koncertów u siebie w kraju jak również w Niemczech, Austrii, Szwajcarii, Czechach, Słowenii i Chorwacji. W roku 2006 wydali debiutancki album Mi queso es tu queso, dzisiaj dostępny już tylko w sklepach sprzedających muzykę w formie cyfrowej. Wiosną bieżącego roku ukazała się druga płyta Włochów, zatytułowana Lasciate la mancia al portapizze. Od początku miałem z nią spory problem. Jak można przeczytać w dziale relacji z imprez, po koncercie w Pradze zespół wydał mi się typowym przedstawicielem włoskiego ska w stylu Arpioni, grającym radosną muzykę do zabawy. Po przesłuchaniu płyty wrażenia miałem nieco inne. Tylko nie do końca potrafiłem sprecyzować jakie. Słuchałem, słuchałem i nic. Podoba mi się ona czy nie?
Ostatniego dnia czerwca 2008 roku ukazał się na rynku drugi album spadkobierców Furillo, zatytułowany Lovers Choice. W swoim debiucie Run Run Rudie Duńczycy poprzeczkę zawiesili wysoko, był więc lekki niepokój czy przy kolejnym podejściu sprostają wyzwaniu. Nie ma obawy, sprostali. Płyta jest po prostu znakomita. Zanurzona głęboko w zniewalających oparach rocksteady, działa jak balsam na skołataną duszę.
W związku ze zbliżającym się warszawskim koncertem Tel-Aviv’skiego zespołu Hoodska Explosive zupełnie niechcący wpadła w moje ręce ich debiutancka płyta „The Misleading”. Zanim jednak o albumie, słów kilka o samym zespole, którego początki sięgają roku 2004. Wtedy to późniejszy basista i wokalista grupy, Haggai Zehavi w zamian za nowy tatuaż podjął się napisania piosenki. Tak właśnie powstało „Skin Ink in Ska”, od którego wszystko się zaczęło. Kiedy kawałek został już napisany, pojawiło się jakże zaskakujące zapotrzebowanie na zespół, który mógłby go zagrać. Ideę grania tradycyjnego ska ochoczo podchwycili Yoav Elkayam (bębny) i Ido Blaustein (perkusja). W przeciągu ponad roku, po rozmaitych zmianach personalnych udało się sformować ostateczny skład, w którym nie zabrakło sekcji dętej (Alon Shacham – saksofon, Nimrod Talmon – puzon) i klawiszy (Lior Romano). Skład ze swoją gitarą uzupełnił jeszcze Benny „Benon” Matalon i zespół po pierwszej serii koncertów w towarzystwie Los Caparos zaczął myśleć o wydaniu płyty.
Prague Ska Conspiracy zostało założone jesienią 2005 roku przez grupę młodych ludzi mających mocne postanowienie grać instrumentalne ska w stylu The Skatalites, New York Ska-Jazz Ensemble czy nawet Tokyo Ska Paradise Orchestra. Po kilku miesiącach istnienia spotkali jednak na swej drodze ciemnoskórą wokalistkę Marianę Wesley, dysponującą wspaniałym głosem o soulowym zabarwieniu. Ten dzień był brzemienny w skutkach dla dalszych losów kapeli. Twórczość instrumentalna zeszła na dalszy plan, pozostało ska i rocksteady z wyraźnymi wpływami soulu i r’n’b. Pierwszy koncert w takim składzie zagrali 9 maja 2006 roku w małym praskim klubie Cross. I dalej już się potoczyło. Wiele imprez, występy ze światową czołówką sceny ska i wreszcie, po dwóch latach istnienia, debiutancka płyta.
Już 24 czerwca zespół Madness zaprezentuje nowy, 8 w swojej historii, studyjny album, noszący tytuł The Liberty of Norton Folgate. Będą to pierwsze, naprawdę oryginalne nagrania od czasu wydania w 1999 roku płyty Wonderful. Początkowo zaplanowano jeden koncert mający się odbyć w The Hackney Empire w Londynie. Ale zainteresowanie fanów okazało się ogromne.